Dziś dorzuciłem do szkiców kolejny tytuł przeczytanej książki, do tego pewnie do wieczora dojdzie serial, może film, a być może nawet będzie przestrzeń by napisać kilka zdań o koncercie na który z żoną się wybieramy. I niby człowiek nie staje na głowie, żeby szukać takich okazji, one same przychodzą. I choć sam postrzegam siebie jako człowieka mało aktywnego na polu kultury, nagle wszyscy się dziwią dookoła ile tego... No bo szkiców już prawie na cały maj.
A dziś powieść. Dużo nasłuchałem się zarówno o serialu, jak i powieściach Ferrante. Przedstawienie z ubiegłego roku, podniosło poziom ciekawości. Odczucia po lekturze jednak dość mieszane.
Na pewno nie jest to powieść obyczajowa, w której tło historyczne, psychologiczne jest tylko okazją i sposobem na to, by wzruszyć czytelnika i podarować mu kolejną porcję westchnień i dramatów. Chodzą plotki że za pseudonimem stoi mężczyzna, co jest ciekawe w kontekście tego jak wiele kobiet odkrywa w tej powieści dla siebie coś ważnego - opowieść o sile siostrzanej przyjaźni, ale i o tym jak często wikłamy się w młodości w dziwne relacje na pograniczu uzależnienia. Tak łatwo nas wtedy zranić, tak łatwo zniszczyć marzenia...
Genialna przyjaciółka jest przede wszystkim właśnie powieści o dojrzewaniu. W konkretnych czasach (lata 50) i konkretnym miejscu (ubogie dzielnice Neapolu), więc dochodzi wątek biedy, trudnych warunków, konieczności pracy, presji rodziców by dziecko jak najszybciej zaczynało pomagać w domu. Niewiele miejsca tu na zabawę, wygłupy, choć przecież dorastanie jakoś wiąże się również z szukaniem do tego okazji. Gdy wybierają się grupką do "lepszej" dzielnicy z zazdrością ale i z szyderstwem przyglądają się tym młodym, którym wszystko przychodzi tak lekko, którzy mogą w pięknych ciuchach przesiadywać w kawiarniach. Kto lepiej zna życie? Kto lepiej jest do niego przygotowany?
Na pewno nie daje ono prezentów za nic - zwykle trzeba się napracować na to, żeby cię zauważono, żebyś coś dostała, choćby była to szansa na dalszą edukację. A i tak jeden z tego skorzysta, a komuś innemu nawet ta szansa zostanie odebrana. Młoda dziewczyny musi przecież być posłuszna ojcu, starszym braciom - to przecież Włochy, kraj katolicki i tradycja to święta rzecz. Widzimy przemoc, ale widzimy jak powoli nadciąga zmiana, ale jeszcze nie dla tego pokolenia - one będą się buntować, ale jeszcze nie będą gotowe by stanąć do otwartej walki o swoje prawa. Będą więc działać tak jak potrafią najlepiej, jak robiły to jeszcze ich mamy i babki - urodą, pozorną uległością, czekając na okazję, by osiągnąć to na czym im zależy.
Wybory i dylematy, marzenia i ich konfrontacja z rzeczywistością, pomysły na to żeby wyrwać się "ku wolności", żeby zdobyć niezależność... Czy to takie proste?
Można się zastanawiać na ile Elena, tak mocno koncentrując się zawsze na Lili, wciąż próbując zabiegać o jej uwagę, podziw, choć udaje się jej osiągnąć dużo więcej, nie ma po prostu zaburzonego poczucia własnej wartości, na ile ta więź jest konstruktywna dla nich obu. Interesujące jednak jest to, jak dla nich jest ważna, fakt iż nawet po przerwie, jednak wracają do siebie i to właśnie sobie wzajemnie mogą powiedzieć to co leży im na sercu. Czy rzeczywiście rozumieją to co dzieje się z tą drugą? Czy jedynie się domyślają? Pewne rzeczy przecież stają się zrozumiałe dopiero po pewnym czasie.
I dla nich. I dla nas jako czytelników.
Ciekawa lektura. Pełna włoskiego klimatu, zapachów, ale nie tych turystycznych, tylko bardziej takich swojskich, ploteczek, rodzinnych obiadów, marzeń i prób spinania budżetu domowego z dnia na dzień.
Pewnie kiedyś sięgnę po ciąg dalszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz