Ponieważ wpadły mi w ostatnich dniach przynajmniej dwa ciekawe albumy, postanowiłem więc zrobić wyłom w i tak już dość długiej kolejce spektakli, filmów i książek. I tak mało u mnie od miesięcy muzyki. To niech będzie choć troszkę.
Zainspirowany spektaklem w Teatrze Roma (muszę się wybrać) z piosenkami Myslovitz, stwierdziłem, że zobaczę co u panów słychać po odejściu Artura Rojka. I wiecie co? Powiem Wam, że to naprawdę niezły album! No może nie oceniam wszystkich numerów równie wysoko, ale kilka naprawdę wpada w ucho i chce się do nich wracać, a to wcale nie jest tak częste przy pierwszym odsłuchu polskich zespołów.
Pierwsza od 10 lat studyjna płyta, nowy wokalista (kolejnym został Mateusz Parzymięso), ale coś charakterystycznego jednak pozostało, czyli jakaś cząstka fenomenu tej kapeli wciąż trwa. Może i bardziej chwilami popowo (balladki w stylu Król Wzgórza, Latawce), ale gdzieś te gitarki, te pasaże i kopniak energii wciąż pobrzmiewa. Jest ciekawie, choć może ciut jak na mój gust za spokojnie. Fajna mieszanka rocka, z odrobiną elektroniki, ten jazgotliwy wjazd z refrenem, a potem znowu odrobina jakby melancholii w zwrotkach...
Chwilami jest jakby bardziej w dawnym stylu (Przypadkiem, Miłość), ale widać że panowie nie chcą być kojarzeni wciąż z melodyjnymi, gitarowymi numerami w stylu dawnego Myslovitz, chcą szukać jakiejś nowej formuły. I choć idzie to być może w bardziej łagodną stronę, może to nie jest taki zły pomysł? W końcu w muzyce pop też trzeba jakiegoś rockowego pazura. I choć nie mogę się przyzwyczaić do nowego głosu, jak dla mnie nie ma w nim zadziora, czegoś co by przykuwało uwagę, to trzymam za kapelę kciuki. Mam jednak nadzieję, że będzie trochę mocniej i szybciej, czyli bardziej w stylu Packmana, czy nawet Latawców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz