Robert: Zobacz, że wciąż można do tego tekstu wracać, odkrywać w nim nowe treści. Dla mnie na przykład nie jest istotne aż tak bardzo źródło opresji, czyli purytańskie zasady moralne i to czy pilnowanie ich przestrzegania jest ważniejsze niż życie według nich. To co okazało się ciekawe to mechanizmy dołączania się do tłumu kolejnych oskarżycieli, mimo kompletnego braku racjonalnych podstaw do jakiejś winy. Mnie interesuje bardziej psychologia tłumu; tłum bowiem potrafi być bezmyślny, bezlitosny i (jak się okazuje na koniec) potrafi też zmienić kierunek postępowania o 180 stopni.
MaGa: Prawda jest taka, że w 1692r. w Prowincji Zatoki Massachusetts na skutek posądzeń o czary życie straciło czternaście kobiet, pięciu mężczyzn i dwa psy. Miller w swojej sztuce nawiązał do tego wydarzenia pokazując mechanizmy jakie zaistniały, by z niewinnej zabawy dorastających dziewcząt, poprzez zabobony, skrywane, wzajemne żale i niesłuszne posądzenia można było doprowadzić do niewyobrażalnej tragedii kilkunastu rodzin.
Robert: Dodaj do tego też zazdrość, która wybrzmiała tu mocno. Niektórzy mieli interes w tym, by oskarżony został sąsiad, a wtedy oni przejmą jego ziemię. I dodaj strach, bo niektórzy woleli przyznać się do opętania, uzyskać status świadka, wskazując kolejne osoby, których konszachty z diabłem rzekomo widzieli, niż samemu poświęcić głowę. Dla tych, którzy posiadali jakąś władzę, procesy były kolejnym sposobem na jej umocnienie. Strach, niepewność, były najlepszym sposobem na utrzymaniu ludzi w posłuszeństwie, zwłaszcza, że oskarżenie dotyczyło spraw tak nieuchwytnych - wszystko mogło okazać się dowodem na działanie sił nieczystych. Dzieci, które w pewnym momencie z podejrzanych stały się głównymi świadkami, też robiły to ze strachu, by oddalić od siebie konsekwencje, a potem już mszcząc się na kolejnych osobach, które były im nieżyczliwe w przeszłości.
MaGa: Jakby się dobrze zastanowić to ta opowieść zaczyna się alegorią (niewinne tańce dziewcząt w lesie odczytane jako harce z szatanem), potem przybiera realną postać (rzeczywiste oskarżenia, sąd, skazanie, śmierć) by powrócić znów do alegorii (cicha wieś = stolica terroru Ameryki). A pomiędzy alegoriami – nadzieja, że może jeśli tylko słowa poustawiamy w innej, właściwej kolejności to zło ominie tę lub tego, mrok odejdzie, tajemnica się rozwieje i wszystko będzie dobrze. Wspaniale to było widać przy obradach sądu, przesłuchaniach i komentarzach zainteresowanych po obu stronach sporu.
Robert: Początkowa pewność siebie oskarżanych (bo przecież to niemożliwe by ktoś dał temu wiarę), spokój, brak reakcji na pierwsze aresztowania, (bo dotyczyły ludzi, którymi mało kto się przejmował), nagle zamieniała się w przerażenie. Było jednak za późno. Liczyli na rozsądek, na moc sprawiedliwości i przeżywali ogromne rozczarowanie, gdy wpadli już w tryby tej machiny.
MaGa: W tamtym czasie Biblia odbierana była dosłownie, a ludzie nie wątpili w czarną magię. A pełniła ona użyteczną funkcję, można jej było przypisać wszystko co przerażało, upokarzało, powodowało gniew i frustrację i w ten sposób tłumacząc nieszczęścia lub wszystko co budziło strach. Umarło kolejne dziecko – to wina akuszerki, zauroczyła…
Robert: To już nawet nie wiara w Słowo Boże, ale jakieś zabobony i własne interpretacje Biblii, a stawianie znaku równości między jednym i drugim jakoś budzi mój wewnętrzny sprzeciw. Wśród oskarżycieli mamy aż dwóch pastorów, ale ich postawy są jednak inne, co pokazuje, że tu nie ma jednoznacznych osądów, wszystko zależało od tego czy własne sumienie i rozum będą silniejsze niż lęk przed przeciwstawieniem się opinii ogółu/władzy.
MaGa: Do dziś przerażenie budzi moc tych dziewcząt, które same pozbawione praw poprzez fanatyczne wpatrzenie w religie, obyczajowość, kulturę wspólnoty purytan, postawione pod ścianą strachem i błędnymi posądzeniami rozkręciły taki zamęt, że nikt nie potrafił go zatrzymać. I tak opowieść o kobietach w niebezpieczeństwie niezauważalnie przeszła w opowieść o niebezpiecznych kobietach.
Robert: Jednak dla mnie ciekawsze były ofiary ich pomówień - ludzie, którzy nie zawsze siadali w pierwszych ławach kościoła, nie zawsze byli uznawani przez pastora za wzorowych parafian, ale za pracowitość, za uczciwość - społeczność ich jednak szanowała. I oto wszyscy odwracają się plecami, bo boją się tego że sami mogą zostać powiązani z oskarżonymi. Zgodnie z intencją władzy - im spisek będzie rozleglejszy, tym będą mogli ogłosić większy swój sukces. I za nic mają to, że pola leżą odłogiem, zwierzęta umierają z głodu, a dzieci włóczą się po miasteczku i żebrzą lub kradną. Tak skupieni są na śledzeniu przejawów diabelskiego działania u innych, a nie dostrzegają szatańskich owoców swoich działań.
MaGa: Ciarki przechodziły po plecach kiedy na scenie niewinni ludzie nie wiedzieli czego obawiać się bardziej: urzędnika sądowego z nakazem , wyimaginowanej czarownicy, oskarżeń nastoletniej dziewczyny czy odkrycia, że skazana na śmierć osoba jest jednak niewinna.
Robert: Dylemat - czy lepiej się przyznać i zostać uznanym za skruszonego, czy iść zgodnie z własnym sumieniem na szubienicę jest potworny. A jeżeli chce się chronić przy tym małżonka lub żonę? Może poddać się temu szaleństwu i jak najszybciej zapomnieć o tym, że grzeszy się przecież kłamstwem, które inni wymuszają na tobie jako prawdę. Dobrze wybrzmiewają te pytania. Choć spektakl trwa trzy godziny, a wszystko dzieje się w dość powolnym rytmie, na pewno trudno się nudzić, bo emocji nie brakuje.
MaGa: Tu masz rację! Szaleństwa jakie stały się udziałem mieszkańców Salem można szukać w niewiedzy, zabobonach, fanatyzmie religijnym… ale nie tylko. Jednak przede wszystkim w naturze ludzkiej. W chęci władzy, chęci zysku, upokorzeniu innych. To przerażające jak niewiele trzeba, aby natura ludzka pokazała swoją najczarniejszą twarz. Dawno nie widziałam tak mocnego w przekazie spektaklu. I co najgorsze to: zmieniły się czasy, główni aktorzy tragedii, kostiumy a natura ludzka wciąż pokazuje czarną stronę tak chętnie…
Robert: Siedzieliśmy w pełnej sali i to samo w sobie jest znaczące -
nie wszystkie spektakle pokazywane w ramach cyklu są równie oblegane.
Może ze względu na znany tytuł, może właśnie ze względu na tematykę. I
choć nie zobaczymy w obsadzie jakichś wielkich sław, to warto Czarownice
zobaczyć. Robi wrażenie muzyka, a wizualnie i scenograficznie (choć
może i trochę ascetycznie), nadal jednak ciekawie.
Polecamy!
Pełny repertuar spektakli i wydarzeń specjalnych w
Multikinie znajdziesz tutaj: https://multikino.pl/wydarzenia
National Theatre, występują Erin Doherty (The Crown) oraz Brendan Cowell (Yerma), reżyseria Lyndsey Turner (Hamlet), scenografia Es Devlin (The Lehman Trilogy).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz