Gdyby to była opowieść etnograficzna - pół biedy, nawet najdziwniejsze rzeczy można by było przełknąć i pewnie dziwne zwyczaje ludu, który żył tyle lat w izolacji nie budziłyby takich kontrowersji. Gdy jednak to szkiełko, którym podglądamy te zwyczaje, trzyma gość, który od początku jak wiemy siedzi w więzieniu oskarżony o wykorzystywanie dzieci, i cała ta jego opowieść ma być obroną, wyjaśnieniem jego czynów, przepraszam, ale mnie trochę krew zalewała.
Doceniam pomysł - naprawdę rozbudowana warstwa faktograficzna sprawia, że wierzy się w to bez zastanowienia - ono przychodzi potem, gdy robi się coraz dziwniej. Nazwiska, daty, publikacje, badania naukowe, cytaty - no nic tylko potraktować to jako biografię, a nie powieść. Ten wkręt powoli potem traci swoją siłę, do końca jednak udaje się utrzymać nasze zainteresowanie... Gdyby jeszcze tylko ten bohater nie był aż tak wkurzający - jego dylematy, słabość, którą potem chciał za wszelką cenę zasłonić osiągniętym sukcesem swojego odkrycia, robienie z siebie dobroczyńcy, gdy jest się po prostu zapatrzonym w siebie draniem... O ile w Małym życiu bohater drażnił robieniem z siebie ofiary, to tu mamy inny przypadek - gość jest sprawcą, a jeszcze w dodatku twierdzi, że powinno mu się być wdzięcznym. Nie ma chyba nic gorszego.
Wiem, przecież to opowieść którą tworzy zapatrzony w niego asystent, więc może stara się pokazać nam go w jak najlepszym świetle, ale przecież buduje ją na listach, w których nie ma cienia żalu za własne winy.
Do powieści, która podobno pisana była przez kilkanaście lat, inspiracją była historia Daniela Gajduska, laureata Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny, z niej jak rozumiem pozostał jednak jedynie motyw "adopcji" dzieci z wiosek gdzie prowadzone były badania. Sama historia wymyślona przez Yanagiharę jednak ma jeszcze kilka innych ciekawych wątków - jak choćby sam pomysł na odkrycie genu, który spowalnia starzenie się organizmu i pozwala żyć grubo ponad 100 lat. No i postawione pytanie o etyczność różnych ingerencji w życie ludów koczowniczych, z argumentacją że przecież żyje im się lepiej i łatwiej. Zniszczenie wioski i praktycznie degradacja tego ludu, wywołuje ciarki na plecach. Choć możemy nie rozumieć zwyczajów, nie akceptować ich, pytanie czy wolno nam dokonywać radykalnych interwencji, bo według naszych przekonań i norm, to co robią jest naganne?
Gdy to piszę, moje niechęć do tej powieści trochę maleje - przyznaję, że było tu trochę ciekawych rzeczy, szkoda jednak, że rozwlekłość tej powieści oraz wkurzenie na głównego bohatera psuły mi całą przyjemność.
Ja zatem raczej na nie.
Ja uważam, że warto dać szansę. Nie każdemu przypadnie do gustu ta książka.
OdpowiedzUsuń