środa, 26 kwietnia 2023

Życie Pi, czyli filozoficzna przypowieść o wierze, nadziei i prawdzie

Uwaga ode mnie - jeżeli nie znacie treści książki/filmu, może pojawić się w recenzji M. niewielki spoiler. Ja przedstawienie z Londynu przegapiłem, czego nie mogę odżałować - ale mam nadzieję na powtórki!
R

Pełny repertuar spektakli i wydarzeń specjalnych w Multikinie znajdziesz tutaj: https://multikino.pl/wydarzenia

 Nie czytałam książki „Życie Pi”, nie oglądałam też (ponoć przepięknego) filmu o tym samym tytule. Spektakl z teatru londyńskiego na West Endzie to moje pierwsze spotkanie z tym tytułem. I ogromny zachwyt nad tą inscenizacją: nad sposobem prowadzenia narracji, dynamiką ruchu scenicznego, cudowną, niespotykaną scenografią oraz bajecznymi lalkami i lalkarzami, którzy je ożywiali. I opowieścią, która w swojej wymowie nawiązuje do tak wielu tematów i przedstawionych w taki sposób, że staje na pograniczu opowieści filozoficznej. Jest to spektakl zdecydowanie dla dorosłych mimo baśniowej scenografii i opowieści o tym jak w niebezpieczeństwie młody chłopiec przez 227 dni potrafił zapanować nad tygrysem bengalskim przebywając z nim w jednej szalupie ratunkowej po zatonięciu statku, którym podróżował z rodziną z Indii do Kanady. Każdy widz odnajdzie w tej opowieści coś co go zainspiruje do głębszego przemyślenia spraw dla niego istotnych, znanych lub przywołanych życiem Pi.


Reżyser całą opowieść buduje w oparciu o śledztwo morskie po katastrofie okrętu. Dla mnie najistotniejsze były sceny końcowe spektaklu, kiedy przedstawicielka indyjskiej ambasady, znająca kulturę hinduską, tłumaczy japońskiemu przedstawicielowi ubezpieczeniowemu, że cała opowieść Pi o zwierzętach na łodzi to jedynie schowana prawda, bo za każdym zwierzęciem tak naprawdę kryje się prawdziwy człowiek: buddysta (zebra), kucharz (hiena), matka Pi (orangutan) i Pi (tygrys bengalski). Przeraźliwa prawda o tym co się naprawdę działo na łodzi, schowana za symboliką zwierząt jest łatwiejsza do zaakceptowania dla młodego człowieka, ale – jak się okazuje – i dla dorosłego też. Instynkt i żądza życia jest tym co w chwili zagrożenia przyćmiewa wszystko inne. Dramat ocalałych z katastrofy zaczął się od głodu. Kucharz (hiena) zabija buddystę (zebrę) przy sprzeciwie matki Pi (orangutan). Potem to matka Pi stanie się ofiarą kucharza i dopiero to przekształci przerażonego Pi w prawdziwą bestię zdolną zabić kucharza, tym samym „wejść w skórę” tygrysa bengalskiego.

Do tej pory definicja pojęcia „prawdy” była dla mnie czymś prostym i oczywistym. Po obejrzeniu tego spektaklu zrozumiałam, że to słowo jest czymś mocno skomplikowanym. Prawdą bowiem jest to co my widzimy lub w czym uczestniczymy, jeśli natomiast znamy to z czyjejś relacji mamy prawo podważać jej autentyczność. Tak jak japoński ubezpieczyciel podważał historię Pi. Tak jak ojciec, właściciel zoo podważył wiarę Pi, że tygrys bengalski to tylko piękny duży kot. Tak jak Pi podważył wiarę rodziny, że jego prawdziwe imię odnoszące się do basenów we Francji jest piękne, skracając je do Pi – przewrotnie informując, że to symbol liczby nieskończonej jak wszechświat, jak kosmos, który go fascynował i którego chciał być częścią poprzez zbliżenie się do Boga. Ta wiara, że im więcej pozna religii i będzie wyznawcą nie jednej a kilku uczyni z niego dobrego człowieka, też okazała się złudna, bo kiedy śmierć zaglądała w oczy żadna religia, żadna wiara nie stępiła instynktu samozachowawczego. A to odkrywanie prawdy ociera się już o filozofię, bo jeżeli pytanie Pi: „Którą historię wybiera?” zostałoby skierowane nie do ubezpieczyciela a do Boga – jaką odpowiedź by uzyskał? Czy Bóg dalej widziałby w nim bogobojnego chłopca, który walczył o przetrwanie, czy może jednak zabójcę i kanibala, który za wszelką cenę chciał zachować życie? 

Kolejnym walorem tego spektaklu jest symbolika, którą można odczytywać nawet kilka dni po spektaklu (jak to było w moim przypadku). Jak w scenie tresowania tygrysa na łodzi, co symbolizuje samodyscyplinę konieczną do przetrwania czy w scenie odejścia tygrysa kiedy dotarli do stałego lądu i widzieli nadciągającą pomoc – tygrys był symbolem instynktu przetrwania, nie był już potrzebny, Pi już nie musiał walczyć o życie.

Niezaprzeczalnym atutem tego przedstawienia jest odtwórca roli Pi - Hiran Abeysekera, który wcielił się w rolę młodego chłopca niemal naturalnie, a jego walory aktorskie i fizyczne pozwalały dorosłym przecież widzom uwierzyć w ten baśniowo-symboliczny obraz walki o przetrwanie w szalejącym żywiole. Jego gra zasługuje na ogromne uznanie.

Zresztą równie mistrzowsko zagrali na scenie lalkarze ze swoimi lalkami. To głównie dla nich (widziałam zwiastun filmu) poszłam obejrzeć ten spektakl i nie żałuję. Warto obejrzeć takich mistrzów na scenie – coś niebywałego.

Kolejnym atutem jest niewyobrażalnie ciekawa scenografia, która ani na moment nie zwalniała dynamicznej akcji spektaklu.

Dla mnie ten spektakl jest godny najwyższego podziwu.

Polecam

MaGa

Multikino – NT Live – „Życie Pi”
Autor: Yann Martel (adaptacja Lolita Chakrabarti)
Reżyseria: Max Webster
W roli Pi - Hiran Abeysekera

1 komentarz:

  1. Z relacji dochodzę do wniosku, że spektakl teatralny przewyższył i książkę i film.
    Książkę czytałem bardzo dawno temu i bardzo mi się podobała, ale nie znalazłem w niej, wspomnianych tu, filozoficznych podtekstów.
    Natomiast film mnie rozczarował, taki los filmów opartych na książkach.

    OdpowiedzUsuń