wtorek, 28 czerwca 2022

Trup w wannie - Dorothy L. Sayers, czyli dżentelmen bawi się w detektywa

Dla równowagi, żeby nie było tylko o rozczarowaniach, wpis o czymś co zaskoczyło całkiem pozytywnie. Co prawda jest u parę dłużyzn, nie zawsze tempo jest utrzymane, a tłumaczenie zagadki przypomina budowę wieży z zapałek, ale parę razy naprawdę można się uśmiechnąć no i jaki fajny klimat. To retro w angielskim stylu i to takim z wyższych sfer. Tu prawie wszyscy mają służących, raczej nie muszą się martwić o pieniądze, a jeżeli rozwiązują zagadki kryminalne (a fe, jakie to pospolite i jeszcze można zostać powiązanym z jakimiś dziwnymi ludźmi), to raczej z nudy. Taki jest właśnie główny bohater, czyli lord Peter Wimsey. Jego bratu przysługuje tytuł księcia, ale on niewiele sobie robi z zasad. Owszem, lubi wygody, elegancję, dlaczegóż miałby jednak rezygnować z odrobiny adrenaliny jaką daje zmierzenie się z jakąś sprawą kryminalną i pomoc policji.


Dawkę humoru wprowadza tu zarówno on, jak i jego służący, często pomagający w śledztwach i chyba podobnie jak jego zleceniodawca, lubujący się w ściganiu przestępców. Z jednej strony trzeba pilnować, żeby broń Boże nie wyglądać jak łachmyta i nie łamać zasad wyższych sfer, potem jednak rozwija się całą strategię działań, by zebrać poszlaki i ruszyć jakimś tropem. Choćby jak tym razem - oto w wannie pewnego architekta w nocy pojawiły się zwłoki. Tak, pojawiły się, bo zdaniem mieszkańców nikt raczej do domu nie wchodził. Wszyscy automatycznie stali się podejrzani, bo przecież policji musi mieć rozwiązanie, a to wydawało się najłatwiejsze. A jaka jest prawda? Samo rozgryzanie zagadki nie jest może tak wciągające jak bywa we współczesnych kryminałach, liczy się jednak ten klimat, atmosfera, w jakiej to wszystko się odbywa. No i te dialogi :)

Porównania do Christie są mało trafne, ale rzecz jest naprawdę przyjemna. I będzie ciąg dalszy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz