Podobno Samuel L. Jackson zabiegał kilka lat, żeby powstała ekranizacja tej książki, którą uznał za wyjątkową. Serialu jeszcze nie widziałem, ale z ciekawością sięgnąłem po powieść Waltera Mosleya, by sprawdzić o co tyle hałasu. Ci którzy spodziewają się porywającej akcji, jakichś wielkich niespodzianek, niesamowitości, mogą być rozczarowani, za to pewnie będą mieli frajdę ci lubiący bardziej kameralne klimaty, wzruszające opowieści z przemijaniem w tle. Starość bowiem stanowi klucz do tej historii. Bohater Ostatnich dni Ptolemeusza Greya ma ponad dziewięćdziesiąt lat i coraz bardziej zapada się w swoich wspomnieniach.
Potrafi nie jeść przez wiele dni, rzadko wychodzi z domu, a za
towarzysza ma radio i głosy w głowie. Przeszłość jest dla niego bliższa
niż dzień dzisiejszy, zapomina ludzi, najprostsze słowa, czynności,
popada w paranoję, bo kilka razy został już okradziony. Pewnie każdy z nas ma lub miał w swoim otoczeniu takie osoby, które rozczulają nas i jednocześnie chwilami trochę męczą. Fakt iż nie pamiętają wielu rzeczy, że wciąż wracają do tego o czym już opowiadały, nie jest przecież jednak jakąś ich rozmyślną strategią realizowaną po to by nas zamęczać. To mózg płata im takie figle, spychając ich coraz bardziej od brzegu spraw bieżących. I to jest chyba główna zaleta tej książki. Nie ukrywam - pełnej ciepła i nostalgii historii, jednocześnie jednak dość banalnej w warstwie fabularnej. Może jednak dzięki niej spojrzymy na starszych ludzi trochę inaczej, odkryjemy że przeżywane wspólnie ostatnie lata mogą być również ważne dla nich jak i dla nas...
Ciekawie udało się oddać chaos, który panuje w głowie głównego bohatera i jego uczuciach,
to jak demencja uczyniła go bezradnym wobec codzienności, a chwile z
dzieciństwa czy młodości, wysunęły się na pierwszy plan. Na wszystko co go spotyka patrzy przez pryzmat wspomnień, one pozwalają mu układać tą rzeczywistość.
Jego życie się zmienia trochę pod wpływem przypadku. Na pogrzebie
swojego siostrzeńca, opiekującego się nim do tej pory, Ptolemeusz poznaje bowiem
siedemnastoletnią Robyn, która postanawia pomóc staruszkowi, wyciąga go z
jego samotności i lęków. Czy w tym wieku można jeszcze odnaleźć w sobie
radość życia i zapragnąć zmian, które wcześniej tak przerażały? Dotąd
mieszkanie, przedmioty, choć coraz bardziej niszczejące, oznaczały
bezpieczeństwo, pozwalały na powolne dryfowanie we wspomnieniach. I oto
umysł odzyskują dawno utraconą sprawność, a serce wigor. Starszy pan czuje, że nie będzie już żył długo, ale ma konkretny cel i do niego zmierza. Przeszłość nadal stanowi drogowskaz, ale jednocześnie wyraźny ukazał się kres ziemskiej wędrówki i jej sens. Sporo tu fragmentów odwołujących się do sytuacji Afroamerykanów w przeszłości, lęku jaki mimo zmieniającej się rzeczywistości, wciąż nosi w sobie bohater. To jednak nie rasizm czy uprzedzenia są tu najważniejsze, a postawa Robyn, jej lekcja empatii jakiej nam ona udziela. Czy to nie zbyt przesłodzone? Ano spróbujcie sami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz