„Tego lata zakochałem się, a moja matka umarła”.
Już to pierwsze zdanie z książki intryguje i obiecuje coś smakowitego. Nie będziecie zawiedzeni. Hard Land to piękna, poruszająca i bardzo dojrzała opowieść o dorastaniu. Ktoś mógłby powiedzieć - na ile lata 80 w USA, w niewielkim miasteczku, miałyby zaciekawiać polskiego czytelnika? Tu nie chodzi jednak przecież o specyfikę samego miejsca, realia, choć powoli wyludniających się miasteczek pewnie sporo jest na całym świecie. Młodzi po prostu szukają swojej przyszłości gdzieś dalej, ciągnie ich tempo życia, atrakcje. Co może zaoferować im Grady?
Chyba jedną z niewielu osób, która jakoś zasłużyła się sławie miasta jest poeta, który kiedyś napisał o nim poemat i do dziś nastolatki muszą pracować nad analizą tego tekstu.
Nie jest to więc specyficznie amerykańska, a raczej dość uniwersalna opowieść o odkrywaniu samego siebie, pierwszych ważnych doświadczeń, które czynią nastolatka dorosłym.
Pierwsze nieporadne kroki by zyskać pracę, poznać nowych ludzi, starszych od siebie, więc tak naprawdę dotąd jakby trochę poza zasięgiem. I z tych prostych decyzji i kroczków, które miały być jedynie pretekstem do tego, by zostać w domu, by rodzice nie odsyłali go na wakacje do średnio lubianego kuzynostwa, zrodzi się coś ważnego. Po raz pierwszy Sam poczuje, że znalazł swoje miejsce na ziemi, że dobrze się tu czuje, że ktoś go (poza mamą) akceptuje.
Zakochać się, zdobyć prawdziwych przyjaciół, trochę wyrwać się z domu, by potem robić sobie wyrzuty, że być może powinno się w nim być, że może gdyby... Tu dramat i żałoba są równie istotne jak młodzieńcze wygłupy, wspólne oglądanie filmów i dyskusje przy alkoholu. Przecież życie właśnie takie jest - zarówno słodkie, jak i gorzkie i bolesne.
Będzie nostalgicznie, a Ty przypomnisz sobie być może własne radości i dramaty, przeżywane gdy byłeś na progu dorosłości. Świetny klimat i dobra powieść, choć trzeba trochę wejść w jej nurt, przestać oczekiwać nie wiadomo jakich zwrotów akcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz