Mam nadzieję, że w ciągu kilku dni wreszcie uporam się ze wszystkim zaległościami, które widzą nade mną, ale i tak się cieszę, że mimo wszystko coś tam udaje mi się czytać. Zdaje się, że zbliżam się już do 60 tytułów przeczytanych w tym roku i choć dominuje rozrywka, to i parę ciekawszych tytułów się trafiło. A kolejne czekają na swoją kolej!
Dziś o Krajewskim, czy też lepiej można by było powiedzieć o Popielskim. Policjant ze Lwowa powrócił w nowej serii Pana Marka i dostajemy już czwarty tom w podobnym klimacie - mniej kryminalnym, a bardziej sensacyjno-szpiegowskim. Czy to źle? Co kto lubi. Tam mam wrażenie był ciekawszy klimat i intryga, tu znowu chyba jest szybsze tempo. Zgrabnie powiązane są te kolejne historie, choć czasem wydaje się, że już w ten życiorys nie wciśnie się nic więcej. A tu proszę. Kolejna sprawa, kolejne trudne przeżycia i zawirowania.
Popielski zostaje wezwany, by zrealizować we Wrocławiu ważną misję. Ma zdobyć cenne dla rządu papiery, na które mają chrapkę również Niemcy. Ostrzeżenie: to Ty masz omotać, nie zakochaj się baranie, niestety okazało się rzucone w próżnię. Jest więc i miejsce na romans, choć bardziej namiętny niż romantyczny, ale tak to już u Krajewskiego bywa.
Dzieje się dużo, intryga jest delikatnie mówiąc piętrowa - podwójnych szpiegów, zdrajców i kombinatorów jest tu tylu, że biedny Popielski wyraźnie się nie odnajduje w tej robocie. Tu nie można mieć skrupułów, a on czasami je miewa, nie można też ulegać słabościom, a on... No cóż. To i potem obrywa rykoszetem i od jednych i drugich. W wojnie wywiadów jest jedynie pionkiem, którego można poświęcić. Co ciekawe nie zawsze interes państwa jest w tej grze najważniejszy - czasem okazuje się górę bierze po prostu własna ambicja albo urazy osobiste do kolegów. I weź się połap w tym człowieku.
Jak zwykle smakowita atmosfera - te detale dotyczące ubioru, jedzenia, architektury... Potem masz wrażenie, że to głównie zostanie w głowie, a nie sama fabuła. Ciekawa, nie przeczę, ale mam wrażenie, że też bez jakiegoś zaskoczenia wielkiego. Przy okazji autor stara
się przywrócić pamięć o asie naszego przedwojennego wywiadu i postaci niepospolitego
formatu: Janie Henryku Żychoniu, przed którym drżały agentury sąsiednich
państw. Aż mam ochotę sięgnąć po coś jeszcze na jego temat...
Czas zdrajców - poziom niezły, ale od tego autora było wiele dużo lepszych powieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz