Majówka dość intensywna w spacery, więc i na kompa brak czasu, ale powoli może uda mi się nadrobić zaległości na blogu. PIT rozliczony, na następne zamówienia jeszcze czekam, więc jest jakiś oddech. Ale filmów nadal oglądam niewiele, już lepiej idą jakieś lektury, choć i tu zaległości straszne. Natomiast jedną rzecz wyłapałem z programu tv i mogę polecić, szczególnie jeżeli, podobnie jak ja lubicie filmy z aktorami ze starszego pokolenia. Tak rzadko dostają role główne, tak rzadko pisze się dla nich scenariusze. Jeżeli więc coś powstaje, należą się brawa, a my siadajmy i oglądajmy, nawet jeżeli to nie jest jakaś rewelacyjna historia. W ich grze zwykle jest tyle mistrzostwa, tyle sentymentu w nas, że przymyka się oczy na niedociągnięcia scenariusza.
Trzy królowe (choć warto spytać tłumacza skąd ten pomysł, bo bohaterek jest 4), to dobry przykład. Akcja dzieje się w domu opieki, do którego główna bohaterka nie chce za żadne skarby iść. Przekonuje ją do tego dopiero pożar domu, jaki sama wywołała i konieczny remont. Zgadza się tylko na te kilka tygodni, choć córka już kombinuje jak by tu przekonać ją do tego, że to miłe miejsce i żeby zechciała tam zostać. Kobieta powoli zdobywa tam przyjaciół i przekonuje się do tego, iż może wcale nie jest dobrze upierać się przy samodzielnym mieszkaniu... W roli głównej Ellen Burstyn, a u jej boku pojawią się m.in. Jane Curtin, Christopher Lloyd, Ann Margert i James Caan.
Może przebojową komedią bym tego nie nazwał, ale traktując to jako film pełen ciepła, wzruszający i chwilami zabawny, na pewno się nie rozczarujecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz