Sporo pracy na kompie, ciężka lektura (Nasze ciała, ich pole bitwy), nie dziwcie się więc, że szukam czegoś trochę relaksującego z muzyki, żeby leciało w tle. Gdy jednak już postanowiłem sobie poświęcić przynajmniej jedną notkę Klausowi Schulzowi, który nie tak dawno zmarł, dotarła do mnie kolejna smutna notka - odszedł wczoraj również Vangelis. Na dniach spodziewajcie się więc jakiejś notki na jego temat. Co wybiorę? Tam mam większy dylemat, bo tyle cudownych ścieżek dźwiękowych powstało dzięki niemu. Schulza znam mniej i to raczej bardziej jako Tangerine Dream, niż w projektach solowych. Miał swój styl, dużo mniej przebojowy niż np. Jarre, lubił eksperymenty. Z ciekawością będę wyglądał jego ostatniej płyty zapowiadanej na lipiec. A póki co znalazłem w archiwach perełkę, bo nie dość, że nagranie z moją kochaną wokalistką, to realizowane specjalnie dla Polski. Wspólnie wystąpili 17 września 2009 roku, w 70. rocznicę ataku Armii Czerwonej na Polskę na Zamku Królewskim w Warszawie. I z tamtej współpracy zrodziła się też płyta - prawie 2 godziny muzyki!
Muzyki specyficznej, bo Schulze poza chwytliwymi pasażami, rozciągniętymi w czasie syntezatorowymi akordami, lubował się w tworzeniu przestrzeni, klimatu. A na tym tle Lisa Gerrard odnajduje się kapitalnie - jej wokal jest niesamowity i pasuje do tych bliskich muzyce poważnej dźwiękom. Co z tego, że elektronika, skoro słychać tu nie tylko wpływy new age, ambientu, ale i muzyki sakralnej, długich fraz, które mogą być traktowane nawet jako podkład do medytacji. Dwa numery po ponad 40 minut - toż to prawdziwa uczta dla koneserów. Ale dla mniej wyrobionych słuchaczy może się to szybko znużyć. Jako tło - coś cudownego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz