czwartek, 12 maja 2022

Jeszcze jest czas, nikogo nie potrzebuję

Znowu kilka seriali na horyzoncie, więc pewnie wciągnie mnie na jakiś czas, ale póki co jeszcze kilka fabuł obejrzanych niedawno. Na początek Viggo Mortensen jako reżyser (zresztą również jako scenarzysta i kompozytor). Film pełen emocji, ale raczej nie z tych prostych w odbiorze. Utkany ze wspomnień i teraźniejszości, trochę niedopowiedziany, ale to w nim właśnie jest ciekawe. Podobno historia w dużej mierze bazuje na własnych wspomnieniach i tym bardziej doceniam to, bo czuje się w tym zarówno bezradność, złość, jak i czułość. Nie tylko syna wobec ojca, który z rozwijającą się demencją i trudnym charakterem staje się naprawdę trudny w relacjach. Również reżysera wobec bohatera, który na pewno sympatii nie budzi. Ale mimo wszystko - nawet on nie został pokazany zupełnie jako ktoś bez duszy. Porywczy, paranoicznie zazdrosny, uparty, ale do cholery przecież wszystkie piękne chwile, które żyją w jego głowie również są prawdziwe, czyli potrafi sprawić, że ktoś go kiedyś kochał, szanował, podziwiał.
Dopiero potem wszystko się spieprzyło.
To film, w którym na pierwszy plan wybija się konfrontacja poglądów staruszka, konserwatysty i choleryka oraz jego syna, wychowującego wraz z partnerem córeczkę. Już samo to może wywoływać pewne spięcia, a gdy do tego dojdą urojenia, luki w pamięci i obrażanie wszystkich dookoła, bywa naprawdę nie do zniesienia. Jak trudno musi być mężczyźnie, który od lat nie otrzymał ciepłego słowa, a jedynie same wyzwiska, opiekować się kimś, o kim myśli bez grama ciepła. Krzywdził wszystkich, a teraz potrzebuje opieki, choć twierdzi, że wcale tak nie jest...
W tych wszystkich trudnych scenach, pokładach cierpliwości o bólu, wyczuć można coś więcej: jakąś tęsknotę i czułość, by próbować może wykrzesać choćby odrobinę miłości z drugiej strony. Jeden uważa, że to niepotrzebne, drugi bardzo tego potrzebuje. A facetom wcale niełatwo mówić o tym wprost. Ciekawe, choć niełatwe. I dobrze zagrane!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz