Marek Krajewski przyzwyczaił nas do w miarę równego poziomu swoich powieści, a fani obu serii, zarówno tej z Mockiem, jak i tej z Popielskim, pewnie z przyjemnością witają każdy kolejny tom. Mimo tego, że ta druga seria ostatnimi czasy zdecydowanie zakręciła w stronę bardziej sensacyjno-szpiegowską. Bohatera już się zna, jego metody również, ponieważ fabuła ostatnich powieści jest na osi czasu położona wcześniej od powieści, które już znamy, nie wielu niespodzianek. Pozostaje więc trochę zdać się na rzemiosło autora, żeby jednak wciąż w czytelniku była jakaś ciekawość. Same detale historyczne, jakieś smakowite dania (w których Krajewski się lubuje), to trochę mało. Przydałaby się jakaś intryga. Tą w ostatnich powieściach jest wojna wywiadów, a Popielski, choć wciąż na pierwszym planie i chwilami ma jakiś wpływ na wydarzenia, niestety jest jedynie pionkiem, którym inni przesuwają po planszy. Szkoda, bo zdecydowanie śledztwa, w których to on odgrywał wiodącą rolę, były dużo ciekawsze. Nie ukrywam - Miasto szpiegów czytało się nieźle, ale intryga jest niestety mało wciągająca.
Zmieniają się lokalizacje, już nie Lwów, nie wschód Rzeczpospolitej, tylko Wolne Miasto Gdańsk, a Popielski nie walczy już jedynie z Sowietami, ale głównie z wywiadem niemieckim. A zresztą, to duże słowo walczy. Dostał zadanie do wykonania i nie oszukujmy się wykonać je mógłby nawet ktoś o dużo mniejszym doświadczeniu - ma wejść w środowisko i czekać na sygnał. Jeżeli Niemcy wykonają jakąkolwiek prowokację, jakikolwiek akt agresji przeciw Polaków, należy odpowiedzieć tym samym. Ząb za ząb. I choć robią to w rękawiczkach, bo nie własnymi rękoma, tylko płacąc różnym frustratom, należy ukarać nie tylko samych sprawców, ale najlepiej również znaleźć zleceniodawców.
Za tym wszystkim oczywiście stoi polityka, manipulowanie nastrojami społecznymi - Niemcy chcą by Polacy się bali, by nie czuli się tu bezpiecznie, choć to cienka granica, bo gdyby cokolwiek można było im udowodnić, rząd w Warszawie miałby pretekst na forum międzynarodowym do zmiany statusu miasta i interwencji nawet siłowej. Łyssy wplątuje się już we Lwowie w pewną intrygę zbudowaną przez kapitana Jana Żychonia, szefa "dwójki", czyli sztabu Wojska Polskiego odpowiedzialnego za kontrwywiad, a ten zabiera go na północ. Popielski wciela się w rolę właściciela antykwariatu, niemieckiego arystokratę i początkowo wydaje się, że ten jego kamuflaż jest wiarygodny. Niestety nie na długo i jak się okazuje całkiem łatwo go podejść, bo jak wiemy nasz bohater miewa słabe punkty, a jednym z nich są bliscy.
Mimo prób budowania jakiegoś napięcia, jest zdecydowanie średnio. Wiadomo, że Krajewski i tak o kilka poziomów potrafi przeskoczyć innych autorów, ale gdy porównuje się to z poprzednimi powieściami, wychodzi jednak ocena co najwyżej dobra i to z minusem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz