Może w tym tygodniu uda się wyskoczyć do kina, a że jednym z filmów które planuję zobaczyć jest "A oni dalej grzeszą..." to dziś notka o dwóch komedyjkach francuskich jakie udało się nie tak dawno obejrzeć. Niestety obie dość słabe, więc powoli tracę nadzieję, że będę się w kinie bawił tak dobrze jak na części pierwszej. Im dalej w las, widać brak pomysłów i coraz więcej żenady w tym wszystkim.
Tajemnice Saint-Tropez pewnie mógłby być zabawny kilka dekad temu, ale nawet jako podróbka Różowej Pantery sprawdza się średnio. Niestety Christian Clavier to nie Peter Sellers, a scenarzyści aż nazbyt nachalnie budowali postać głównego bohatera na podobieństwach do inspektora Clouseau.
Oto w nadmorskiej willi miliardera, do której jego żona w każde lato ściąga masę przyjaciół i znajomych, zdarza się tajemniczy wypadek samochodowy. Podejrzewając zamach na swoje życie rekin biznesu prosi komendanta policji o dyskretne poprowadzenie śledztwa. Niestety w sezonie wakacyjnym dostępny pod ręką jest jedynie nieudacznik inspektor Boullin (Clavier).
Mamy więc ciąg wpadek i głupich sytuacji, w których inspektor udowadnia, że jest niedojdą i raczej rozwiązania sam nie znajdzie, choć ono aż pcha się mu w ręce. O dyskrecji też raczej lepiej nie mówić, bo on jest niczym słoń w składzie porcelany. Miły weekend zamienia się w piekło, a Saint-Tropez dawno nie widziało takiej katastrofy. Humor? Hmmm. No cóż jeżeli kiedyś bawiła Cię Różowa Pantera i pozostałeś na podobnym poziomie dowcipów to baw się dobrze. Jako ciekawostkę dorzucę rolę Depardieu, który chyba na ekranie ostatnio we Francji jakoś rzadziej. Komedia pomyłek z pomysłami dość żenującymi.
Piątka z porodówki unika przerysowań i głupich żartów, więc powiedzmy, że jest szansa na ciut lepszą ocenę, niestety wątków naprawdę komediowych tu jak na lekarstwo. To raczej film obyczajowy, ciepły i mający wzruszać, a pewne akcenty humorystyczne są tu jedynie na dokładkę. Pięć par, które trafia do szpitala mniej więcej w podobnym czasie, by urodzić swoje dzieci. Nie, źle napisałem, pięć kobiet, bo w tym cały myk, że część partnerów dopiero będzie do swoich wybranek zmierzać, pokonując na swojej drodze różne trudności. I tak domyślamy się zakończeń, ale ogląda się z dużą sympatią.
Jak to we współczesnych filmach nie może być do końca wszystko stereotypowo, więc mamy parę z dzieckiem z in vitro, dwie kobiety, które wynajęły sobie faceta do zapłodnienia, kobietę w ciąży z dość "przelotnej" relacji, biznes women która nawet na sali porodowej chce robić telekonferencję i dość skomplikowane relacje rodzinne. Jednym słowem - im dziwniej tym lepiej. Może i nie śmieszne, ale na szczęście dzięki temu niegłupie.
Tak lubię komedie francuskie, ale w ostatnich latach mam wrażenie, że jakoś nie mam szczęścia... I nadal czekam. Uśmiech proszę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz