Od czasu do czasu z ciekawością sięgam po jakieś tytuł dla dzieci i młodzieży, trochę żałując, że moje już na tyle wyrosły, że nie mogę poeksperymentować na nich. Do tego tytułu przyciągnęło mnie przede wszystkim miejsce akcji, które całą rodziną poznaliśmy, czyli Kamieniec Ząbkowicki. Kotlinę Kłodzką i tereny gdzie ślady Marianny Orańskiej można znaleźć w wielu miejscach, a postać to była naprawdę wyjątkowa, pokochaliśmy całym sercem i pewnie jeszcze niejeden raz będziemy tam wracać.
Czyż więc nie warto docenić faktu, iż ktoś kocha to miejsce równie mocno i właśnie tam osadza akcję swojej powieści dla dzieci, by poznały trochę magii i legend związanych z pałacem? Brawa dla władz miasta, że już zauważyły możliwość promocji! A może ten tom to dopiero początek historii i będzie ciąg dalszy?
Poniżej znajdziecie kilka zdań o samej książce.Jak napisałem w tytule - to połączenie bajki, przygody i magii. I w zależności czego młody czytelnik będzie szukał, pewnie mniej lub bardziej spełni jego oczekiwania. Ale po kolei.
Poznajemy Tymka, chłopca mieszkającego w Kamieńcu Ząbkowickim. Rodzice nie bardzo mają dla niego czas, on nie ma wielu kolegów, dlatego większość czasu spędza w sklepie z planszówkami u pewnego starszego pana. Gdy przyjeżdża do niego wnuczka, młodzi od razu przypadają sobie do gustu, a ponieważ wokół nich zaczynają się dziać różne dziwne rzeczy, razem wchodzą w nurt przygód, które będą coraz dziwniejsze. Brzmi ciekawie? Gdyby tylko udało się początkowy klimat napięcia, tajemnicy utrzymać ciut dłużej. Niestety, akcja zaczyna galopować coraz prędzej, przez to jednak tracimy dwie rzeczy - nie bardzo możemy poznać bliżej naszą dwójkę bohaterów, zobaczyć jak się różnią, ale i uzupełniają, tracimy jednak coś chyba bardziej istotnego. Otóż chodzi o to by w całej awanturniczej przygodzie nie stracić jednak choćby szczypty prawdopodobieństwa i realizmu. Gadający kot z magicznymi umiejętnościami, tajemnicza księga - wszystko ok, ale autorka mam wrażenie, że przedobrzyła z dawkowaniem tego co powinno być jedynie dodatkiem. Wszystkie niesamowitości jakie wplata w akcję Pani Sylwia czynią tą opowieść bajką, a nie tym czym wydawała się początkowo, czyli powieścią fantasy z elementami przygody. Zwłaszcza, że to istny korowód scen, postaci, a żadna z nich nie pojawia się jakoś na dłużej, by odegrać większe znaczenie. Takie przynajmniej miałem wrażenie, podkreślam jednak że raz: nie jestem targetem, bo mam pewnie o jakieś 40 lat za dużo, a dwa: każdy może szukać tu czegoś innego. Ja chciałem się poczuć jak chłopiec szukający sekretnych zagadek, a znalazłem więcej magii i baśniowości. Dla mnie więc cała intryga wydawała się snuta zbyt grubymi nićmi i mało ciekawa - zdarzenia następowały za szybko, przez co traci moim zdaniem klimat tej historii. Mało mi było też samej Marianny, która się pojawia (bohaterowie bowiem przenoszą się w czasie), ale nie nosi w sobie jakiejś wielkiej wyjątkowości, pałacu (no jest, ale chciałbym jeszcze więcej) i okolic... Czy to znaczy, że jestem rozczarowany. Może troszeczkę, cieszę się też jednak, że taka powieść powstała. Brakuje nam wciąż polskich powieści dla młodych czytelników, trochę w stylu Magicznego krzesła, które by łączyły współczesne zainteresowania młodych (tu chyba jest ciut zbyt dziecinnie), akcję i jakieś ciekawe lokacje (motywy pojawiały się np. w Felixie, Necie i Nice, ale rzadko). Trzymam więc kciuki za ciąg dalszy, mając nadzieję, że opowieść będzie dojrzewać wraz z czytelnikami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz