Gdy siedzisz latem w domu i wciąż jedynie marzysz o dalekich podróżach, sięganie po reportaże daje ich namiastkę. Szczególnie tak plastycznie i barwnie pisane jak Dziennik Włoski. Choć chwilami męczył styl autora, a szczególnie jego przemyślenia na temat zmieniającego się świata, są tu fragmenty tak smakowite, że żal mi było ją odłożyć nie skończywszy. A nawet chyba niedługo zabiorę się za kolejny tom Dziennika, czyli za podróż po innym fragmencie Włoch. Tu znaczynamy w Rzymie, ale potem dość szybko, przez Neapol udajemy się na Sycylię.
Nie jest to typowy reportaż z podróży, trudno by było pewnie nawet na tej podstawie robić sobie jakąś własną trasę i plany wycieczkowe, choć nazw miejscowości aż chce się szukać na mapie i marzyć sobie o ich odwiedzeniu. Niewiele tu współczesności, choć czasem autor pokusi się o jakąś scenkę rodzajową, z miejsca noclegu, knajpki, czy uliczki. Więcej jest za to zachwytów nad geniuszem dawnych budowniczych, rzeźbiarzy, malarzy, którzy potrafili tworzyć dzieła, które zachwycają przez kolejne wieki. Na Sycylii w wielu miejscach znajdziemy skarby, które dla nich są czymś zwyczajnym, a w każdym innym kraju byłyby na pierwszych miejscach folderów reklamowych.
Poetyckość opisów, nastrojowość tej opowieści może się podobać, niestety trochę psuje przyjemność zbyt częste wchodzenie z dygresjami, które nijak do tego klimatu nie pasują. Jad jaki się wylewa na lewackość, na uchodźców, na zachodzące w Europie przemiany, jakoś mi tu zgrzytał. Podkreślając wartość tego co w przeszłości cenne, nie ma co przekreślać teraźniejszości, nawet jeżeli uważamy, że nic równie godnego nie potrafi stworzyć. Nie odbieram prawa do takich przemyśleń, ale po prostu nie pasowały wśród zachwytów i tego piękna jakie opisuje. Podobnie jak (chyba to miało być żartobliwe) wstawki z wybrykami jego przyjaciela, ekscentrycznego profesora Livio. Mam więc mieszane odczucia. Smaków, zapachów, historii spodziewałem się więcej, kolorów, detali, pięknych opisów za to nie brakuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz