Upiór w kuchni. Z góry uprzedzam, żebyście nie nastawiali się na farsę, bo to sztuka, której bliżej do kryminału. Zresztą być może ktoś jeszcze pamięta pokazywane w telewizji (gdy były jedynie dwa programy) wieczory z Teatrem Sensacji Kobra. Wtedy można było zobaczyć właśnie "Upiora w kuchni" z Ireną Kwiatkowską w roli tytułowej, a autorem sztuki był nie kto inny tylko Janusz Majewski (choć moda wtedy była taka, żeby sugerować autorów zagranicznych i wciąż jako autora wpisuje się Patricka G. Clarka). Telewizja rządzi się swoimi prawami, ale jak przenieść całą tę historię na niewielką scenę? Próby w Teatrze Kamienica podjął się Tomasz Sapryk i trzeba przyznać, że udało mu się to całkiem nieźle.
Scenografia - jak na niewielkie możliwości, wykorzystana świetnie! Toż to cały hotelik, w którym widzimy zarówno gości, jak i w innym miejscu prowadzące pensjonat właścicielki. Matka z córką w trudnych czasach znalazły sposób na to, by trochę dorobić. Pokoik jest jeden, ale okazuje się, że gości nie brakuje. Tyle, że im wciąż mało. Nie potrafią się więc powstrzymać przed tym, by dowiedzieć się czegoś więcej o tym kto u nich nocuje, przeglądając jego walizkę, wypytując o różne detale. Pytanie po co im to? Ano do tego, by przygotować odpowiedni plan na pozbycie się człowieka i zaopiekowanie się zawartością jego portfela. Przecież nikt nie zdziwi się, jeżeli człowiek z chorym sercem umrze na zawał albo podejrzany typek próbujący ukryć swoją tożsamość przed światem po prostu zniknie... Dystyngowana starsza pani (świetna Maria Pakulnis) i jej córka (Andżelika Piechowiak) w swoich działaniach są dość pomysłowe i nawet wizyty policji nie potrafią wzbudzić w nich paniki. Do czasu gdy zaniepokojony ilością tych przypadków komisarz nie postanowi zrobić prowokacji i nie przybyć do ich pensjonatu incognito.
Jeżeli humor to dość czarny, bo w fabule dominuje jednak zagadka i napięcie związane z działalnością "przedsiębiorczych" pań. Nie zabraknie jednak i uśmiechu, bo przez scenę przedefiluje całkiem sporo postaci, z których każda ma jakieś charakterystyczne cechy (np. inspektor policji krótkowidz - Mirosław Zbrojewicz, ksiądz, który zachowuje się dość niestandardowo - Jerzy Bończak, czy udający pochodzenie żydowskie jego towarzysz - Michał Piela). Te drugoplanowe role grane przez znanych i lubianych (poza wyżej wymienionymi również Krzysztof Kiersznowski, Sławomir Orzechowski) to prawdziwe perełki. Pewne przerysowania, groteskowość bohaterów nadaje temu spektaklowi trochę lekkości, która wydaje się podobać publiczności.
Zwykle w intrydze najważniejsze jest pytanie: kto zabił, tu jest to przewrotnie odwrócone, bo wiemy kto, a z czasem dowiadujemy się też tego ile razy, dlaczego i jak. Pozostaje nam więc obserwowanie tego jak długo jeszcze będzie im się to jeszcze udawać. A ich motywacja? Skoro widzą w mediach, że tyle pisze się o zbrodniach i kombinacjach, postanowiły że nie będą gorsze i zadbają o swój los. Mimo, że te angielska czarna komedia ciut trąci myszką, na scenie Teatru Kamienica i w tym wykonaniu wciąż bawi.
Jedynie do muzyki - zbyt głośnej i nic nie wnoszącej w przerwach między scenami bym się przyczepił.
- Autor: Janusz Majewski
- Reżyseria: Tomasz Sapryk
- Scenografia: Witek Stefaniak
- Muzyka: Igor Przebindowski
- Obsada: Maria Pakulnis, Andżelika Piechowiak, Krzysztof Kiersznowski, Mirosław Zbrojewicz, Sebastian Konrad, Jerzy Bończak, Michał Piela/Maciej Wierzbicki, Sławomir Orzechowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz