Marzec kończę ciut wcześniej, bo organizm wyczynia jakieś brewerie i nie wiem czy jutro będę miał siłę pisać. A mimo, że parę książek i masa filmów czeka na opisanie, kończę muzyką. Tak rzadko o niej ostatnio piszę. Wpadają w ucho pojedyncze numery, ale rzadko kiedy słucha się całych płyt. Myśląc o tych wszystkich dość dołujących myślach, jakie niestety wszystkich nas trochę ogarniają, znalazłem dla Was coś energetycznego, co może sprawić, że ciut się uśmiechniecie, że noga zacznie chodzić.
Mówi Wam coś nazwa Sistars? Za tym projektem oprócz dwóch świetnych głosów sióstr Przybysz, stał kompozytor i instrumentalista Bartek Królik. Współpracował m.in. z Edytą Górniak, Natalią Kukulską, Łąki Łan, czy O.S.T.R. a teraz funduje nam swój projekt solowy - rozbujany, roztańczony i optymistyczny.
Jak mało u nas takiej muzy, która do popu wnosiła by trochę luzu, swobody, melodii, a nie jedynie elektronicznego i sztampowego bitu. Kiedyś nagrywał w takim stylu Mietek Szcześniak, ale i on chwilami zasłuchany w swój głos, gubił się w tym co może porwać słuchacza. A tu jest idealnie w punkt - radość zarówno w muzyce, jak i w wokalu. Funk, soul, R&B, pop z jazzową domieszką - niby może i dość klasycznie, a jednak brzmi to też bardzo atrakcyjnie i współcześnie. Dęciaki i luz może nie tak szalony jak w Łąki Łan, ale dają ogromną frajdę. Większość numerów natychmiast porywa z fotela, a te spokojniejsze również bardzo miło bujają.
Krążek, który sprawia frajdę, bo czuć w nim frajdę wykonawcy. On tym po prostu zaraża.
Oj poszłoby się na jego koncert. Niech ta cholerna epidemia idzie precz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz