Minęło dwa tysiące lat od czasów Agrypiny, Klaudiusza i Nerona a ludzkie zachowania pozostają takie same. Zmieniają się scenografie, zmieniają kostiumy, jedynie ludzkie emocje są niezmienne: zawiść, zazdrość, miłość, zdrada, zakłamanie . Może dlatego historia kołem się toczy?
Ta opera w moim mniemaniu miała być tą najgorszą z dotychczas obejrzanych. Dlaczego? Bo nie znoszę brzmienia klawesynów (instrument ważny w muzyce barokowej), muzyka barokowa nie przemawia do mnie, nie jestem także miłośniczką „przenoszenia” epok, a plakat ewidentnie to sugerował. I co? Wyszłam zachwycona, a głowie tłukła się myśl: to niewiarygodne, ale ta opera będzie od teraz w ścisłej czołówce moich ulubionych.
To opowieść o matce (Agrypina), która wszelkimi dostępnymi środkami usiłuje posadzić na tronie swojego podłego, zakłamanego syna o urodzie cherubina (Neron). Początkowo sądzi, że będzie to proste, bo dostaje informację, że mąż (Klaudiusz) utonął; jednak kiedy okazuje się to jedynie plotką, a w dodatku tron ma otrzymać ten, kto uratował cesarza z odmętów (Otton) – przystępuje do snucia intryg. Wciąga w nie swoich popleczników, a kiedy oni tchórzą tak manipuluje mężem, synem, kochanką męża (Poppea) i Ottonem, że w końcu każdy z nich nie wie jak ma się zachować i właściwie po której stronie się opowiadać. Każde jej kłamstwo może doprowadzić ją do śmierci, a i tak za każdym razem potrafi się wywinąć. Próbuje w spiskowaniu dorównać jej Poppea, aby pozbyć się niechcianego kochanka Klaudiusza i chcącego ją zniewolić Nerona, a pozostać ukochaną Ottona – jednak choć niemal jej się to udaje – Agrypina dalej trzyma mocno męża i władzę. Dopiero Klaudiusz, zmęczony zarówno sprawowaną władzą jak i intrygami, zakończy to widowisko
oddając bohaterom to czego pragną najbardziej.
Jestem niemal pewna w 100%, że zamysł reżysera (Sir David McVicar) tego spektaklu by ubrać bohaterów wg współczesnych kanonów mody a całość opery przenieść na grunt czasów obecnych służy temu, co zasygnalizowałam na początku – ludzkie emocje są niezmienne i one determinują nasze zachowania. Nawet tron postawiony na postumencie będącym schodami jednoznacznie sugeruje stopnie kariery. Niemal cały czas w cieniu tych schodów rozgrywają się kolejne sceny. A pomysły są niebywałe! Scena w barze nie zniknie z mojej pamięci nigdy.
MetOpera to jednak teatr, który jest wyznacznikiem najwyższej klasy twórców i poziomu wykonania z najwyższej półki. Dzięki ich pomysłom i zaangażowanym do tego przedsięwzięcia śpiewakom – ta opera będzie zapewne święcić kolejne triumfy; dopiero teraz widzę jak piękne głosy są w stanie współgrać z muzyką barokową w taki sposób, że razem tworzą bajeczną całość. Joyce DiDonato
(mezzosopran) w roli Agrypiny nie tylko zadziwia cudownym głosem, jest także mistrzowsko przygotowana aktorsko – wystarczy spojrzeć na plakat tej opery, a to dopiero preludium jej umiejętności aktorskich. Równorzędnie partneruje jej Brenda Rae (w roli Poppei) – sopranistka, która łączy przepiękny śpiew z urokiem osobistym i emocjonalnym zaangażowaniem. Posiada również świetny warsztat aktorski (pijana Poppea w nocnym barze). I kolejna śpiewaczka, której przypadła rola Nerona – Kate Lindsey (mezzo-sopran) – elektryzująca samym swoim pojawieniem na scenie, stworzyła postać, którą ciężko było pokochać i ciężko znienawidzić. I gdyby nie to, że na początku spektaklu przedstawiono wykonawców – trudno byłoby zgadnąć, że to kobieta. Jestem miłośniczką niskich męskich głosów więc najbardziej podobał mi się z męskich głosów Matthew Rose w roli Klaudiusza (bas w przepięknym dla mnie brzmieniu), trochę mniej podobał mi się głos Ottona – Iestyn Davis – kontratenor klasyczny, choć jest to głos na wagę złota, bo oscyluje w okolicach kobiecego altu, co jest niebywale rzadkie. Pozostali śpiewacy też nie odstawali od postaci głównych bohaterów tworząc razem z nimi spektakl marzeń. „Agrypinę” od pierwszych scen oglądało się jak dobry kryminał, a śpiew jedynie wzmacniał efekt niepokoju.
Mogę jedynie namawiać… opera to wspaniały spektakl muzyczny, pełen żądz i emocji opowiedziany przepięknymi głosami. A jeszcze w inscenizacji MetOpery i najlepszymi wykonawcami z całego świata… to grzechem jest z tego nie korzystać. Ja wyszłam zachwycona, zresztą nie po raz pierwszy.
Nieustannie polecam.
MaGa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz