piątek, 27 marca 2020

Krew - Bartosz Szczygielski, czyli poddać się czy walczyć?

Na brak lektur nie mogę narzekać od dawna, raczej na ich nadmiar, bo potem jest kłopot z ustaleniem mądrej kolejności, która by godziła mój nastrój, chęć na coś i terminy o jakie czasem proszą wydawcy. W tym roku mocno się rozszalałem i chyba nawet więcej czytam w e-booku i audio, niż w papierze, więc i tych pozycji na blogu sporo - kolejka się zrobiła.
Debiut Szczygielskiego (pisałem tutaj) wzbudził we mnie całkiem pozytywne wrażenia, ale dostrzegałem też to, że autor stara się jakoś wyróżnić, nie idzie wcale na oczywistą grę z czytelnikiem, zostawiając go trochę w rozbiciu. I przy drugim tomie mam podobnie. Zwykle finał w kryminale daje wszystkie odpowiedzi, czasem odrobinę satysfakcji jeżeli wcześniej coś się samemu rozpracowało. "Krew" kończy się tak, że pozostajesz z niepewnością, niby różne rzeczy już wiesz, domyślasz się, ale cholera nikt nie ma zamiaru nic ułatwiać, tłumaczyć... Dostałeś historię i zrób z nią co chcesz. Historię krwawą, nieprzyjemną (tak było i za pierwszym razem). Gdy już się z tego otrząśniesz minie chwila zanim będziesz miał ochotę na ciąg dalszy. Odczekam więc moment, ale wrócę do trylogii pruszkowskiej na pewno.



Tak naprawdę to nie jedna, a dwie historie, których połączenia potem sami możemy się domyślić. Jedna to opowieść Kaśki, kobiety, która od lat wykorzystywana jest przez gangstera Andrzeja Dziergę jako jedna z ulubionych prostytutek, trzymana jest w jednym z mieszkań w Pruszkowie, nie może nigdzie wychodzić bez opiekuna, który jej pilnuje. Po latach poniżania wreszcie zdeterminowana jest na tyle, by spróbować ucieczki od swojego tyrana.
Drugi wątek dzieje się w szpitalu psychiatrycznym w Tworkach (jak ja dobrze znam tamte okolice :)) gdzie dobrowolnie skrył się Gabriel Byś po stracie żony. Policjant przeżył ogromną traumę po poprzedniej sprawie i nie kwapi się do tego by wracać oficjalnie do służby. Co innego prowadzić jakieś mini dochodzenie na własną rękę - ot żeby zaspokoić własną ciekawość, zwłaszcza że nagle w szpitali zaczęło się dziać wiele dziwnych spraw. Najpierw serce wrzucone do fontanny, potem ledwie żywa kobieta z zaszytymi ustami, która pojawiła się nie wiadomo skąd. Ewidentnie personel albo ktoś z pacjentów ukrywa jakieś sekrety. Tylko kto? Byś ma jako pacjent ograniczone możliwości, chwilami też jego samopoczucie dezorganizuje śledztwo, jednak krok po kroku zaczyna odkrywać dziwne sprawy w jakie zamieszany jest ordynator. Teraz tylko musi przekonać policję, by sprawdziła jego tropy.
Warto wcześniej przeczytać Aortę, bo jednak łatwiej Wam będzie wczuć się w sytuację bohaterów. Oboje w zamknięciu, próbują poradzić sobie z przeszłością i z nadzieją na przyszłość. Ale los w nosie ma to co sobie zaplanowali. Pewnie nie każdemu ta mocna proza się spodoba, ja jednak polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz