wtorek, 24 marca 2020

Co z nami nie tak, czyli Fabryka i Nieposłuszni

Notka na dziś: filmowo. Dwie produkcje może z tych mniej znanych, ale całkiem interesujące. Kolejne zbierają się szybciej niżbym się tego spodziewał, więc takich paczek filmowych będzie w niedalekiej przyszłości jeszcze kilka.
Pierwszy z filmów zwraca uwagę na problem odrzucanych przez społeczeństwo, w różny sposób poszkodowanych przez los, a w dzisiejszych czasach, gdy liczy się głównie pieniądz, przepisy i przerzucanie odpowiedzialności, często oni pierwsi są ofiarami różnych nieszczęść - mrozów, wypadków, czy nawet epidemii (swoją drogą ciekawe czy nasze służby próbują jakoś ująć "w karby" problem bezdomnych). Szukają dla siebie miejsca tam gdzie to możliwe, nic więc dziwnego, że miejsca użyteczności publicznej, o ile nikt ich stamtąd nie wyrzuca, są dobrym schronieniem. Dobra, w godzinach funkcjonowania to jasne, ale co potem?


"Nieposłuszni" - w oryginale "Public" - to opowieść o pracowniku biblioteki, który sam kiedyś wyszedł z bezdomności, więc jak nikt rozumie ich tragedię. Dba więc o to, by ich za bardzo nie tępiono, wspiera, ale gdy przychodzi chwila gdy się buntują i oznajmiają, że nie wyjdą z budynku mimo zakończenia pracy biblioteki, ma duży problem etyczny. Wie, że straci pracę, wie, że łamie prawo, wie, że ta walka nie da się wygrać, bo okupacja nic nie da... Lepiej więc zostać czy wyjść i pozwolić zakończyć sprawę policji?
Bez patosu, z humorem, postacie budzą sympatię (korzystają z zasobów biblioteki w dość oryginalny sposób) i niby nie ma w scenariuszu ani w grze aktorskiej czegoś rewelacyjnego, to seans zaliczam do tych zdecydowanie na plus. Niegłupie, a zwraca uwagę w ciekawy sposób na poważne problemy społeczne. Za projektem stoi Emilio Estevez (reżyseria i rola główna), a do współpracy wciągnął m.in. Aleca Baldwina (niestety rola słaba).

Druga produkcja to obraz z Rosji i dotyka problemów społecznych bliskich tego co przeżywaliśmy mocno w latach 90, gdy różni cwaniacy przejmowali państwowe zakłady, a potem wprowadzali swoje porządki. Czy tak daleko odeszliśmy od tamtego dzikiego kapitalizmu? Choć może mniej jawnie różni mafiosi mogą pokazywać swoją siłę i władzę, to nadal pewnie można znaleźć sporo przykładów na to, że układ pieniądze-władza lokalna, czyli przekupni urzędnicy i policja, trzyma się mocno. A prostych ludzi ma się głęboko w poważaniu. Po co wypłacać jakieś zaległe pensje, czy odprawy, skoro można zatrzymać dla siebie ileś milionów przepisując je np. na żonę, a samemu ogłaszając bankructwo.
Yuriy Bykov z jednej strony robi dramat o ludziach zdeterminowanych, gotowych na wszystko (choć do końca chyba jednak nie), ale miesza go z elementami thrillera, na czele porwania właściciela fabryki, umieszczając człowieka, który rządzi całą akcją równie dobrze jakby to była akcja sił specjalnych. Będzie miał przeciwko sobie mafię, policję i nawet własnych kolegów... Znowu - walka z góry wydaje się przegrana, ale może chodzi jedynie o nagłośnienie niesprawiedliwości, sprawienie, żeby skończyło się okradanie zwykłych ludzi.
Dość brutalne, trzyma w napięciu. I warte uwagi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz