czwartek, 26 marca 2020
Zimowla - Dominika Słowik, czyli a to tylko ludzkie obsesje i namiętności
Chwaliłem debiut Dominiki Słowik (tutaj), ale przy nagradzanej i chwalonej Zimowli prawdę mówiąc mam mieszane uczucia. Znowu dotykamy pamięci, przeszłości, która obrasta w różne tajemnice, ubarwienia, którą sami sobie tłumaczymy, koloryzujemy. Jak widzi się różne rzeczy jako dziecko, gdy niewiele się rozumie ze świata dorosłych i czy po wielu latach można spróbować dojść do tego "jak to było naprawdę".
Klimat wydawałoby się podobny jak w poprzedniej powieści, mam wrażenie że jednak finał mało przystaje do całości i jakoś trochę psuje wszystko. Może lepiej czasem pozostać przy swoich złudzeniach, miejskich legendach, niż rozliczać wszystkich z ich win lub zaniechań? Nie dało się tego powstrzymać? Może i tak. Ale jak dla mnie urok pryska. O ile u Orbitowskiego czy
Żulczyka, dla bohaterów wracających do swoich miasteczek, spojrzenie do tyłu też przynosi bolesne odkrycia, to jednak jest to w pewien sposób oczyszczające. U Słowik odkrycie prawdy raczej nic nikomu nie daje - nawet ulgi.
600 stron pełne drobnych scen, obrazów i rozmów z życia mieszkańców niewielkiego miasteczka. Bez historii, ale za to z własnym muzeum, bez sławnych ludzi, ale za to z cudownymi wydarzeniami, które wspomina się od lat, bez większych perspektyw dla młodych, ale przynajmniej z paczką znajomych, z którą można wspólnie imprezować. Nic wyjątkowego. I tu biję brawa autorce, bo z tego "nic" stworzyła świetną historię, pełną sekretów, zagadek, niejasności, ludzkich namiętności. Niespełnione ambicje mogą doprowadzić do równie wielkich dramatów i konsekwencji jak zdrada, zazdrość, sukces, czy romans. To historia własnej rodziny, ale i miasteczka, w którym jej babka przez wiele lat pełniła znaczącą rolę. Cały labirynt zdarzeń błahych i tych bardzo istotnych ale czasem trudno odróżnić jedne od drugich. Ludzie żyją nie tylko tym co realne, co namacalne, wciąż dokonują rekonstrukcji rzeczywistości, doszukując się w niej tego czego sami pragną. Stąd też w świadomości bohaterki, czyli młodej dziewczyny tyle niesamowitych historii, postrzeganych czasem jako znaki działania mocy nieczystych, a innym razem jako objawienie mocy niebios.
Ktoś zasugerował, że ta powieść to taki realizm magiczny w polskim wydaniu. Cóż - jest to pewne uproszczenie, ale niech tam. Jednych zmęczy wielowątkowość i przegadanie, a mnie właśnie zachwycało wiele z tych dygresji, a rozczarowanie przyniosło dopiero zakończenie, zbyt szybkie i prostackie moim zdaniem.
Lekturę uznaję za interesującą, choć mając w miarę świeżo w pamięci Wzgórze psów, zdecydowanie wybieram tamtą lekturę, jako dużo bardziej poruszającą.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz