Kolejna premiera, która miała dużego pecha, ledwie kilka dni grania, a trzeba zawiesić wszystko na kołku. Tym razem teatr Syrena, który w tym roku świętuje 75-lecie działalności artystycznej, a "Kapitan Żbik" miał być jednym z ważnych elementów tych obchodów, spektaklem, który przyniesie im sukces - oto po adaptacjach jak "Czarownice z Eastwick" czy "Rodzina Addamsów" teatr podejmuje próbę pokazania czegoś własnego, zupełnie nowego.
Moje pokolenie i ciut starsi zrozumieją to mrugnięcie okiem, troszkę kpiarskie, ale i odwołujące się w mocny sposób do naszej pamięci, doświadczeń. I chyba właśnie starsi będą na tym musicalu bawić się najlepiej, doceniając różne jego elementy.

Kapitan Jan Żbik to postać wymyślona, by wykorzystać modę na historię obrazkowe (rodem ze zgniłego zachodu) i dostarczyć treści, które miały być dla społeczeństwa budujące, czyli dzielnego milicjanta, który rozwiązuje wszystkie sprawy, którego przestępcy się boją, a ludzie kochają. Wraz z kolejnymi zeszytami nie tyko dostarczano dawki nowych przygód, ale i treści dydaktycznych, bo zamieszczano korespondencję z czytelnikami, na którą odpowiadał sam bohater. Sama postać, choć nosiła pewne cechy idealnych bohaterów komiksowych, nie posiadała żadnych wad, a jej pewną sztywność, wierność ojczyźnie socjalistycznej i władzy ludowej, fajnie wykorzystano też w przedstawieniu. Bo też i było w tym trochę coś dziwnego - niby żartowano z tego, że takich ideałów nie ma, ale mimo wszystko nie tylko młodzi, ale nawet starsi lubili te zeszyty, zbierali je, a dziś choć mogłyby się wydawać symbolem żenady, wciąż są obiektem pożądania kolekcjonerów. Milicjant, walczący nie tylko z przestępczością, ale i z "elementem destabilizującym kraj" to obiekt kpiny, ale cholera, jednak on nasz, swojski, a taki Bond to jednak inna rzeczywistość.
Konwencja jaką wybrano do tego musicalu jest więc właśnie taką dziwną mieszanką ironii, obśmiewania i sentymentalnych wspomnień. Świetna scenografia, kostiumy (PRL nie zawsze był szary i smutny, Polacy radzili sobie jak mogli, a lata 70 były dość barwne), pomysły na postacie drugoplanowe (jak harcerki zbierające makulaturę) wzbudzają uśmiech zarówno z powodu nostalgii, chwytania wszystkich aluzji i najzwyczajniejszej zabawy. Nikt nie chce powrotu tamtych czasów, ale jednak gdy się różne rzeczy pamięta, to nawet ich absurdalność tak bardzo nie boli. No tak po prostu było.

Muzyka na żywo jak zwykle na piątkę, dużo ruchu i jeżeli miałbym się przyczepić do czegoś, to tak naprawdę niewiele takich rzeczy jest. Może zabrakło jakiegoś charyzmatycznego narratora, postaci, która by trochę prowadziła nas przez tą historię pełną komiksowych dymków i ruchu. Pomysł by taką postacią była Kasia, czyli dziewczyna od saturatura (Barbara Garstka) sprawdza się średnio. Fabuła nie jest skomplikowana - oto szpieg (Albert Osik) z Zachodu wykradł z laboratorium substancję wywołującą silne halucynacje i zamierza ją podrzucić uczestnikom zjazdu partii. Ależ byłaby sensacja! Dlatego kapitan (Łukasz Szczepanik) i piękna porucznik Ola (Ada Szczepaniak) muszą temu zapobiec. Ganiają się więc po Warszawie, w której dzieje się coraz więcej dziwnych rzeczy... Gdyby więc podkręcić humor, dodać jakąś szaloną postać pewnie dodałoby to ikry. Bo sam Żbik dokładnie taki jak ma być - zasadniczy :) Reszta obsady choć gra bardzo fajnie, nie ma jednak w swoich rolach tej odrobiny szaleństwa (no chyba, że akurat mają wizję). Zastanawiam się też nad piosenkami - wiem, że wykorzystanie znanych numerów z lat 70 byłoby pójściem na łatwiznę, ale nie wiem czy kilka z nich nie podkręciłoby reakcji publiczności. Wojciech Kościelniak ma doświadczenie w pisaniu piosenek i reżyserowaniu musicali, ale w "Kapitanie Żbiku" bardziej kręci warstwa wizualna niż ta muzyczna - nie ma tu ewidentnych hiciorów, a szkoda, bo wtedy pewnie sukces byłby gwarantowany.
Bawiłem się świetnie, doceniam poważniejsze akcenty jakie udało się włożyć w "lekką" wydawałoby się fabułę (przemoc domowa, fragmenty Folwarku zwierzęcego Orwella) i pewnie wybiorę się jeszcze raz, sprawdzając nie tylko inną obsadę, ale i próbując odkryć rzeczy, które być może umknęły mi za pierwszym razem. Polecam!
Obsada i twórcy
Tekst, teksty piosenek i reżyseria to: Wojciech Kościelniak, muzyka: Mariusz Obijalski, kierownictwo muzyczne: Tomasz Filipczak, scenografia i kostiumy: Anna Chadaj, choreografia: Ewelina Adamska-Porczyk oraz współpraca choreograficzna: Krzysztof Tyszko.
W roli Kapitan Żbika: Maciej Maciejewski i Łukasz Szczepanik, Porucznik Oli: Iga Rudnicka i Ada Szczepaniak, Manfreda Steifa: Albert Osik i Tomasz Więcek, Kasi: Barbara Garstka i Karolina Gwóźdź, Danuty: Ewelina Adamska-Porczyk i Adrianna Dorociak, Kuby: Maciej Dybowski i Michał Juraszek, Wilhelma: Krzysztof Żabka, Marzeny: Karolina Szeptycka i Anna Terpiłowska, Barbary: Barbara Melzer i Katarzyna Walczak, Ryszarda: Marek Grabiniok i Grzegorz Pierczyński, a także Zuzy: Marta Parzychowska. Tancerze: Sara Kaźmierska, Joanna Kierzkowska, Anna Pacocha, Dariusz Kowalewski, Krzysztof Tyszko, Damian Zawadzki i Tomasz Ziółek.
Więcej informacji o spektaklu znajdziecie na stronie Teatru Syrena
https://www.teatrsyrena.pl
A dziś na profilu teatru pojawia się możliwość oglądania w całości innej sztuki z ich sceny - Bema! Warto, bo tego na żywo już nie zobaczycie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz