niedziela, 21 września 2025

Pieśni łaciatych krów - Łukasz Staniszewski, czyli duchy, zwierzęta i ludzie

Realizm magiczny prosto z Warmii. Łukasz Staniszewski odmalowuje nam świat, który jest zawieszony w czasie, ale osadzony mocno w miejscu. Opowiada o ludziach, zwyczajach, o sacrum i o profanum. Jest w tym coś poetyckiego i brutalnego jednocześnie. Świat przecież nie jest miejscem gdzie od początku głaszcze się po głowie, a na wsi nie tylko trzeba ciężko pracować, ale i mieć sporo szczęścia. Susza albo powódź, jakieś nieszczęście, długi, alkohol... I nagle możesz stracić wszystko - nie tylko majątek, gospodarstwo, ale nawet dom. Ba, są i tacy nieszczęśnicy, którzy są gotowi własne dzieci oddać innym, byle tylko jako zapewnić im przynajmniej trochę jedzenia. Taki to świat.  

Ludzie tu są twardzi, przesądni, porywczy. I gdy czegoś nie rozumieją, szukają własnych wyjaśnień lub sposobów rozwiązania sytuacji. 



Gdzieś celnie ktoś podsumował tą powieść, że pachnie ona ziemią, mlekiem i gniewem. I można by jeszcze dodać, że dybukami, bo te podobno też można wyczuć. A przecież wiadomo, że wszelkie zło pochodzi od nich i pierwsze co trzeba zrobić to spróbować je wypędzić. Tu nawet nie woła się księdza, przecież on nie rozumie takich rzeczy i uważa je za zabobon. Oni od pokoleń doświadczają różnych rzeczy i wiedzą lepiej. 

Nie doświadczycie tu obrazków sielskich i turystycznych, choć czasem zdarzają się tu letnicy. Chyba trzeba być specyficznym człowiekiem, żeby docenić uroki tej ziemi i dogadywać się z jej mieszkańcami. 

Trudno zawrzeć tą historię w kilku zdaniach, bo też i w pewnym momencie zacierają się granice pomiędzy tym co realne, a co nierealne, choć wciąż wpływające na decyzje, postępowanie bohaterów. Jednymi kieruje złość, jakaś dziwna niechęć albo obojętność do ludzi, innymi pożądanie i potrzeba bliskości. Jeszcze inni zrobili by prawie wszystko, byle nie być głodnymi. 
Patrzą na tych ludzi zwierzęta z ich gospodarstw z niepokojem i wyrzutem - wiedzą bowiem, że choć dla nich są wszystkim, jako pierwsze też mogą iść pod nóż, gdy przyjdzie kryzys. 

To nie warstwa fabularna, ale chyba językowa w "Pieśni łaciatych krów" najbardziej zachwyca i zostaje w głowie. Ktoś mógłby rzec: tylko po co? To na pewno nie jest powieść dla wszystkich, niemniej wydaje mi się, że znajdzie się sporo osób, które będą potrafiły docenić jej oryginalność.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz