Oj planuję te notki czasem i planuję, a potem i tak nic z tego nie wychodzi, bo czasu brak na włączenie kompa. Trochę wstecz, ale wrzucam rzeczy co do których mam na tyle mało entuzjazmu, że mogą po prostu zawisnąć gdzieś pomiędzy innymi. Nie zmartwię się jak mało kto na to zerknie, chyba że potraktuje to jako ostrzeżenie.
W przypadku "Poskromienia złośnicy" można bowiem zadać pytanie po co tracić kasę na kręcenie takich głupot i czas na ewentualne ich oglądanie. Komedii romantycznych ci u nas dostatek, mało które jakoś wyróżnia się jakościowo pomiędzy innymi, a ta w dodatku jest zdecydowania "wczorajsza", bardziej pasuje do dekady albo dwóch dekad wstecz. Wtedy takie fabułki, że niby każda kobiet potrzebuje chłopa i on - jakikolwiek by nie był - będzie lekarstwem na jej różne fochy, prężenie muskułów i żarciki podstarzałych facetów, może i kogoś jeszcze bawiły. Ale dziś? Raczej to bardziej żenujące niż zabawne.
Ale Netflix uważa chyba inaczej. A żeby trochę podkręcić promocję używa genialnych chwytów marketingowych, czyli do obsady choćby na kilkanaście sekund zaprasza różne osoby znane z ekranu - jak choćby Adama Małysza. Sapryk i Cyrwus grający pokłóconych górali, których jednoczy biznes, mają nam dostarczyć elementów komediowych, a Lamparska i Roznerski mają grać uśmiechami i ciałami, cobyśmy uwierzyli w jakąkolwiek chemię na ekranie. Wiecie - że niby nie zwracają na siebie uwagi, żartują, próbują wykorzystać, a powolutku, powolutku rodzi się prawdziwe uczucie.
Szkoda gadać jak oba wątki - komediowy i romansowy na siłę próbowano połączyć w fabule, która jest szyta grubymi nićmi, nie wierzy się w to wszystko i tyle, a kolejne głupotki coraz bardziej rozbrajają. O czarnym charakterze nawet nie warto wspominać, tu chyba jedyny w miarę sympatyczny i zabawny wątek Stalińska w roli ciotki bohaterki, wiekowej góralki produkujące nielegalnie nalewkę na dużą skalę i (o dziwo) Sławomira, w roli urzędnika, który chętnie by ją na tym biznesie nakrył.
Kiepskie dialogi, humor niczym z kiepskiego kabaretu, drewniana gra aktorska. Nie, zdecydowanie nie warto. Miodu tu lepiej nie szukać. Zwłaszcza że wątek oczipowania pszczół, czyli biznes wymyślony przez bohaterkę na jej powrót do kraju, jest równie idiotyczny jak i cały film.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz