Gdy cały kraj albo udaje się na patriotyczne msze i parady wojska albo na długoweekendowe wyprawy w plener, na blog wrzucam dziś kolejną zaległą notkę teatralną, mocno nawiązującą do historii. Ale jak różnie można o niej opowiadać i na nią patrzeć.
Wojciech Smarzowski od lat udowadnia, że swoimi produkcjami potrafi wbić szpilę jak mało kto - piętnuje nasze różne przywary narodowe, ale i zakłamanie w policji czy wśród duchownych.
Teraz, dla Teatru Telewizji wziął na warsztat monodram Stanisława Brejdyganta zdaje się że z Teatru Polonia. Dołożył do niego jednak wątek współczesny - to już nie tylko historia człowieka, który próbuje poradzić sobie z wyrzutami sumienia i demonami, które go dręczą.
Tej spowiedzi słucha jego wnuk, który nie miał z nim prawie żadnego kontaktu, ale teraz wysłuchuje tego z wielką uwagą. Sam bowiem zmaga się z różnymi dylematami - jako ksiądz, jako osoba wierząca, jako człowiek, dla którego wartości są czymś ważnym.
Znowu, podobnie jak w Klerze, mocno dostaje się Kościołowi Katolickiemu, nie ma co jednak udawać, że rzeczy, które piętnuje Smarzowski nie mają miejsca, ich zamiatanie pod dywan przynosi jedynie jeszcze więcej zła. Najmocniejsze wrażenie robi jednak opowieść Stanisława Brejdyganta - jego gra, to jak pokazuje człowieka, który przez lata próbował zapomnieć, bagatelizować to co zrobił, ale wewnątrz cierpiącego katusze. Ukrywając u siebie Żydów, w pewnym momencie postanowił ich zamordować, by więcej już nie bać się tego iż jego czyn się wyda, że już nie ma czym ich karmić. Po kilkunastu latach sam przyznał się do tego czynu, by spędzić wiele lat w więzieniu, gdzie nagrywa taśmy ze swoim wyznaniem.
Choćby wszyscy wokół jego wnuka wmawiali mu, że przecież to przeszłość, że lepiej tego nie ruszać, że tak miało być i nic wielkiego się nie stało, bo oni i tak pewnie by zginęli, dla niego to wstrząs z jakim trudno mu sobie poradzić. Coś co mocno zmieni również jego samego. Niby nic z tym nie zrobi - bo taśmy z tym wyznaniem odsłuchuje po kilkudziesięciu latach od ich nagrania, ale z własnym sumieniem może coś zrobić.
Mocne, z pazurem, nie każdemu się spodoba, bo przecież to dla wielu kontrowersyjne tematy i "lepiej o nich nie mówić, bo to szkodzi dobremu imieniu Polski, to były tylko jednostki albo nawet wcale tego nie było". Myślę jednak, że dotknięcie tego co bolesne, co trudne, niesie ze sobą również dobro uzdrowienia, wpływa na to, iż pamiętamy o tym zarówno w kontekście ofiar, jak i przestrogi że nienawiść lub poczucie że jest się kimś lepszym, prowadzi do nieszczęścia.
Spektakl na stronach TVP legalnie i za darmo: https://vod.tvp.pl/teatr-telewizji,202/winny,1932555
Spektakl „LIBERTÉ [trigger warning]” wg tekstu i w reż. Daty Tavadze z Royal District Theatre w Tbilisi na 45. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych to zupełnie inna bajka, choć pewnie trochę nasz odbiór zaburzała bariera językowa. Niby tłumaczenie w słuchawkach masz, jednak nie zawsze wtedy jesteś w stanie połączyć tekst z emocjami, które oglądasz.
Sam spektakl, choć również dotykający motywu przemocy, krwawych rewolucji, które obalają porządek świata, miesza nie tylko płaszczyzny czasowe, dużo w nim gry z widzem, prowokowania, performansu. Zniesienie bariery między aktorami i widzami, granie tak naprawdę pomiędzy nimi wywołuje dyskomfort (weź i się odwracaj), ale i ciekawość. Sam język jest współczesny, choć stroje przecież z epoki Ludwika XVI. Sceneria jednak się zmienia bez wyraźnego zaznaczenia, przeskakujemy między Twierdzą Bastylii, Pałacem Zimowym, Tbilisi lub zatłoczonym placem Tahrir, a cytatach od polityków, przez filozofów, czy po opisy przemocy rodem z historie Markiza de Sade.
Trzy części: Język, Wstyd, Propaganda, a w nich aż za dużo różnych treści, by rzeczywiście miało to jakiś spójny charakter. Jest wolność seksualna i polityczna, swoboda wypowiedzi i propaganda, klasowość i marzenie o równości, wolność jednostki i społeczeństwa. Dużo krzyku, biegania, przerysowanych gestów, powtórzeń, groteski...
Wychodziłem zaciekawiony, ale raczej nie poruszony treścią, tylko zaskoczony formą, a to przyznajcie w teatrze raczej ma mimo wszystko rolę drugorzędną.
Przyznaję jednak, że końcówka bardzo pomysłowa. Zostawienie widzów w zbliżeniu z aktorami, bez zakończenia, w zawieszeniu, było chyba jednym z mocniejszych punktów tego spektaklu, wywołującym jakiś dziwny dysonans - mogę już wyjść z tym co czuję, czy jeszcze w tym pobyć...
PS gdyby ktoś miał okazję, od razu uprzedzam, raczej dla widzów pełnoletnich.
„LIBERTÉ [trigger warning]” wg tekstu i w reż. Daty Tavadze z Royal
District Theatre w Tbilisi
scenografia: Ketevan Nadibaidze
kostiumy: Simon Machabeli
charakteryzacja i fryzury: Anuka Murvanidze, Mariko Maisuradze
muzyka: Nika Pasuri
obsada: Natuka Kakhidze, Magda Lebanidze, Sandro Samkharadze, Gaga Shishinashvili
projekt graficzny: Iva Kimeridze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz