Poradnik grzebania kotów to historia przyciągająca na pewno tytułem, treść już nie jest aż tak bardzo oryginalna. Stefania po latach spędzonych na emigracji w Kanadzie powraca do swojej rodzinnej, niewielkiej wioski na Mazurach. Ten powrót to będzie nie tyle sentymentalna wizyta, co bardziej śledztwo. Akurat przypadkowy turysta odnalazł w bagnie ciało dziewczyny, a przez to powraca sprawa przyjaciółki Stefanii, o której wszyscy myśleli że uciekła z domu. Tajemnicze zniknięcie teraz znalazło swój finał. A dla bohaterki to mobilizacja do próby odtworzenia wydarzeń sprzed lat i odnalezienia mordercy koleżanki.
Koty owszem są, ale raczej w tle. A co jest w centrum?
Raczej grzebanie w przeszłości i próba pogrzebania wyrzutów sumienia. Ano skoro mała społeczność, to również powolne jego poznawanie - przecież każdy kto żył wtedy może coś o tamtej sprawie wiedzieć, coś ukrywać. Komu więc zaufać, kogo pytać, jednocześnie samej nie narażając się na ryzyko tego, że ktoś będzie cię chciał uciszyć? Stefanii nie jest łatwo, bo od dawna wobec ludzi zachowuje spory dystans, zakłada maskę cynizmu i ironii, tyle że tu trzeba z ludźmi zupełnie inaczej. To śledztwo to również jakaś próba poradzenia sobie z własnymi traumami.
Plotki, niedomówienia, jakieś podejrzenia na które nie bardzo są dowody no i przeszłość rzucająca jakiś ponury cień. Czy mogliśmy zareagować? Czy można było coś przewidzieć? Czemu więc wszyscy byli tak obojętni...
Niby rewelacji nie ma, ale czyta się całkiem nieźle.
Druga propozycja na dziś - moim zdaniem ciekawsza intryga, fajny klimat, ale zakończenie... Cóż, niestety nie zawsze odpowiedzi dają równie dużą satysfakcję jak zadawane pytania.
Intrygujący jest już sam punkt wyjścia - to nie tylko śledztwo prowadzone przez policję w sprawie dzieci, które najpierw znikają, a potem znajdowane są ich ciała. Bardziej zaskakujące jest to, że większość tropów, które pomagają w posuwaniu sprawy do przodu, daje im trzynastoletnia dziewczynka.
To ona zwykle odkrywa kolejne ciała i anonimowo zgłasza to na komisariat. Ciała jej nie przerażają, ba, może nawet fascynują, bo od małego bada procesy chemiczne i biologiczne, analizuje literaturę i poszukuje informacji na temat życia ale i na temat śmierci. Rozkład przecież jest naturalnym procesem.
Trupy nie budzą w niej grozy. Przerażenie budzi za to ten, który to zrobił. Ava bowiem wyczuwa, że w sobie coś nieludzkiego, coś z potwora i za każdym razem, choć policja początkowo w to nie wierzy, to ten sam sprawca.
Dziewczynka jednocześnie udaje dziecko, które niewiele rozumie, jest grzeczne i nie sprawia kłopotów, a gdy tylko ma okazję urywa się na nocne wyprawy w miejsca gdzie pewnie nawet dorośli by mieli ciarki na plecach. Śledczy gdy już odkryją, że to ona wskazała im najważniejsze tropy, będą musieli ją bardzo chronić, jednocześnie ufając jej intuicji. Bez niej mogą nie uratować kolejnego dzieciaka.
Tak. Zdecydowanie, fajnie zbudowana intryga, potem trochę grzęźnie w próbach wyjaśnienia. Może to przez próbę usprawiedliwienia czynów poprzez krzywdy doświadczone w przeszłości? Potwór niby dalej intryguje, ale jednocześnie temperatura powieści mocno spada i nasza ciekawość również jakby przygasa. Mimo to 4 z plusem się należy, a czyta się kapitalnie!
A dla książki Miki Modrzyńskiej?
Powiedzmy że 4 z minusikiem. Tym razem debiut więc wygrywa z autorką, która ma już trochę na koncie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz