Zaczniemy bowiem od eksperymentów "złych" naukowców, które wymykają się spod kontroli - coś wydostaje się na wolność i tylko pytanie kiedy znowu się pojawi.
Potem jest przeskok prawie o 3 dekady i obrazek z życia małżeńskiego, niestety raczej mało sielankowego. Madison choć spodziewa się dziecka, raczej nie dostaje wsparcia i czułości od swojego partnera. Ten prędzej jej przyłoży, twierdząc że i tak to ona jest winna, bo go prowokuje. Ale nie martwcie się. Zostanie za to ukarany. I tak w życiu Madison pojawia się zło. Usuwa z jej życia faceta, ale i osacza ją koszmarami i nieustannym napięciem.
Obserwuje ona bowiem w swoich wizjach kolejne morderstwa, a policja ma ją raczej za wariatkę. Dopiero po pewnym czasie śledczy zaczynają domyślać się, że to właśnie w jej przeszłości mogą znaleźć odpowiedzi dotyczące tajemniczego i nieuchwytnego sprawcy.
Gdy już go zobaczycie, pewnie będziecie rozczarowani, bo największa frajda i napięcie tkwi przecież w tym co niespodziewane a wyczekiwane. Ale nawet efekty specjalne rodem z Matrixa nie zepsuły mi przyjemności z seansu. Głupawe, ale jakiś pomysł za tym stoi. No i po raz pierwszy dowiedziałem się o pożarze w centrum Seattle i o tym, że po odbudowie miasta, w podziemiach pozostawiono masę śladów po przeszłości, które można dotknąć i dziś. Fajnie by kiedyś było zobaczyć na własne oczy.
A film? Jeżeli nie boicie się hektolitrów krwi i lubicie klimaty, które w latach 80 i 90 królowały w horrorach, to Wcielenie jak najbardziej do obejrzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz