TVP pod rządami PiS mocny nacisk kładzie na produkcje, które pokazują jedyną słuszną wizję historii, w tym taką, gdzie Polacy występują jedynie jako ratujący Żydów w trakcie II wojny światowej. Ma to być przeciwwaga dla narracji obecnej w produkcjach "niepolskich" lub "antypolskich", gdzie raczej ten wątek jest mniej obecny, a Polacy są pokazani jako ci którzy donosili, byli obojętni lub nawet mordowali. Trudno jest utrzymać jakąś równowagę w opowiadaniu o historii, bo przecież było i tak, i tak, a wszelkie manipulacje wypadają dość sztucznie. Nie mówię, że to źle, żeby przypominać o tych, którzy otrzymali tytuł Sprawiedliwego wśród narodów (a przecież Polaków wśród nich najwięcej), ale czemu te wszystkie produkcje są robione trochę na jedno kopyto, bez cieniowania, jakieś takie dość toporne. Nawet łez wzruszenia, czy emocji niespecjalnie twórcy potrafią wywołać, bo scenariusz jest prowadzony pod linijkę i nawet porównując różne filmy (choćby Braci, o których niedawno pisałem), można doszukać się sporo klisz, co jeszcze bardziej drażni i sprawia, że mało się w to angażujemy.
Zwykle schemat jest podobny - niechęć do Żydów, ale nie jakaś nadmierna, a może nawet uzasadniona, bo "kombinują", a potem wojna i mimo ogromnego zagrożenia (kara śmierci obowiązywała tylko w Polsce) serce nie daje spokoju i gdy trzeba, ryzykuje się własnym życiem, by ratować człowieka, którego nawet niespecjalnie się lubiło. I tak jest i tu - dwóch konkurujących ze sobą przed wojną muzyków knajpianych: Szymon Akerman oraz Roman "Cudak" Cudakowski. Niechęć, ale w czasie wojny, widząc okrutny los jaki spadł na wszystkich Żydów, trudno nie wyciągnąć pomocnej ręki. Nawet jeżeli nie podoba się to rodzinie, nawet gdy samemu przymiera się głodem. I niby jest zagrożenie, są sytuacje, które powinny podnosić ciśnienie, ale cholera tego nie robią - tak jak byśmy oglądali jakieś sztuczne twory, a nie ludzi z emocjami... Po W Ciemności, po Pianiście, po tylu filmach na temat holocaustu, które oglądało się z zaciśniętym gardłem, tu jest po prostu nijako i nie rozumiem w czym rzecz. To jest toporne, nawet nie w grze aktorskiej, ale w scenariuszu i wizji reżyserskiej, zupełnie jakby robiono to jak najszybciej, na kolanie. I niestety w ten sposób marnuje się dobre tematy (bo podobnie jak w innych produkcjach z tego cyklu mamy do czynienia z prawdziwymi życiorysami).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz