Zaskoczył mnie Pan Mariusz. Lubię go słuchać i wtedy różne cytaty i opowiastki mi nie przeszkadzają, ale stworzyć książkę tylko i wyłącznie z tego? To byłby świetny bryk-podręcznik dla ludzi, którzy chcą uczyć się pisania reportaży, ale czy to dobra lektura dla tych, którzy po prostu kochają dobre historie, literaturę faktu? Rozkładanie tekstu na czynniki pierwsze albo próby analizy zdań, to chyba nie jest to czego by się oczekiwało od mistrza pióra. Nawet jeżeli nadal robi to z dużą swobodą, lekkością, sporo opowiadając przy okazji o własnej szkole jaką przeszedł. Dziś uczy innych, ale pokazywanie czytelnikowi swoich własnych tekstów jako idealnych przykładów na świetne ujęcie tematu, na pomysł, nosi w sobie spory ładunek narcyzmu. Oczywiście nie tylko jego teksty są tu przykładami, jako nauczycieli wskazuje pan Mariusz wielu innych i to chyba jedna z korzyści z lektury - okazja do wynotowania sobie starszych tytułów i nazwisk autorów, którzy dziś są trochę zapomniani (Kąkolewski).
Kolejne rozdziały bardziej przypominają felietony, ale rzeczywiście tworzą pewną całość, z której można sobie złożyć pewien obraz, czy też wyobrażenie o tym czym reportaż jest i jaki powinien być.
Trochę kwestii podanych dość bezapelacyjnie (czy np. ten atak na Capote był niezbędny?), inne powiedziałbym że podane są w dość otwarty sposób, bo i przecież sposobów na podejście do literatury faktu jest cała masa. Dostajemy trochę historii gatunku, sporą dawkę przykładów, ale przede wszystkim dość subiektywne spojrzenie autora na poszczególne tytuły, czy sposoby. Czuć w tym pasję, chwilami jednak ma się wrażenie, że trochę za dużo tych cytatów. Gdybym się czymś zainteresował mogę przecież sięgnąć do źródła, nie trzeba ładować w swoją książkę ok 25% treści przepisanej od innych.
Ci którzy reportaże kochają sami pewnie mają własne zdanie na temat poruszanych problemów, jak choćby tego czy można pisząc je fantazjować, fajnie jednak zobaczyć tą dyskusję trochę szerzej, zobaczyć argumenty i emocje, choć możemy oczywiście się z nimi nie zgodzić. Dla mnie rzeczywiście literatura faktu powinna trzymać się rzeczywistości, czy jednak dowiedzenie się, że Capote koloryzował czyni jego powieść mniej wartościową? Cholera moim zdaniem nie. I to jest chyba najciekawsze - po lekturze Fakty muszą zatańczyć, przyznaję że chyba będę mniej ortodoksyjny w swoich sądach, z większą otwartością będę próbował zobaczyć coś tak jak widział to autor, nawet jeżeli będę podejrzewał, że mija się ona z prawdą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz