Literatura RPG - mówi Wam to coś? Że gry, to już chyba wszyscy wiedzą, ale że książki? Jak się okazuje jest tego coraz więcej i to również na rynku polskim - a sięgają po to nie tylko gracze, ale i ci, którzy po prostu szukają czegoś troszkę innego, mieszanki przygód, fantastyki, akcji, z naciskiem na rozwój bohatera, postaci. To pewnie cecha która wyróżnia ten gatunek - uniwersum może być ciekawe, ale ważniejsze jest to z czym mierzy się w nim bohater, jaką drogę przechodzi. Zdobywa przyjaciół, realizuje questy, rozwija swoje zdolności i rozbudowuje ekwipunek... Czy to może być ciekawe w czytaniu? Premiera takich tekstów odbywa się najczęściej gdzieś w necie, wśród małej grupy fanów, a dopiero gdy widać zainteresowanie, książka ma szansę na wypłynięcie na szeroką wodę, jak w tym przypadku. I choć może drażnić, ciągłe powracanie do tego jak postać się rozwija, jakie statystyki mają jej przeciwnicy, przyjmuję to z całym dobrodziejstwem gatunku. I powiem Wam, że nawet nieźle mnie wciągnęło.
Tylko czy jak dodam, że ten tytuł to dopiero początek historii, pierwszy z siedmiu tomów, to Was nie zniechęcę?
Fani SF znajdą tu pewne motywy już znane (choćby z Matrixa), bo autor nie krępuje się zapożyczeniami. Elfy, krasnoludy, gobliny, masa dziwnych stworów, a wszystko to ma uzasadnienie o tyle, że jest przecież jedynie czymś wirtualnym. To świat podobny do naszego, ale na tyle rozwinęły się w nim nowe technologie, że spokojnie wypierają one powoli tradycyjne rozwiązania. Granie w sieci jest na tyle popularne, że przeniknęło również do dziedzin, w których byśmy się nigdy ich nie spodziewali, czyli np. do więziennictwa. Po co wydawać kasę na placówki, strażników, zabezpieczenia, skoro można zamknąć więźniów w kapsułach i jedynie wirtualnie wysłać ich do obozów pracy, np. kopalni, by tam odbywali swój wyrok, pracując jednocześnie i mając szansę na rozwój swojej postaci. Jedzą jedynie wirtualnie, nie trzeba się o nic martwić, a oni sami już pilnują, by nie łamać regulaminów, bo przez to mogą stracić swoje statystyki. Po co one są? Ano łatwiej się pracuje, a dzięki temu można i co nieco nawet zarobić na przyszłość, bo część kasy wciąż ma szansę zostać w kieszeni, nawet po powrocie na wolność. Właśnie taką strategię przyjął główny bohater - choć wyrok uznał za zbyt surowy i niesprawiedliwy, postanowił się nie poddawać, tylko jak najlepiej wykorzystać ten czas. Uczyć się, uczyć, niczym pewien prezydent, cały czas się uczyć, kombinować, zawierać przyjaźnie, robić interesy... I to procentuje. Pod koniec pierwszego tomu widzimy człowieka, który już jedną nogą jest prawie na wolności, z niezłym majątkiem. Szkoda tylko, że wraz z rozwojem swoich zdolności jubilerskich, zwrócił na siebie też uwagę ludzi, którzy chyba nie zostawią go w spokoju. Dam za jakiś czas Wam znać co się z nim podziało, bo tom drugi już na półkach.
I niewiele więcej chyba pisać - trochę walk, trochę przygód, trochę kłopotów, z którymi jakoś lepiej lub gorzej Dmitrij Machan sobie radzi. Przyjął zasadę, która mu się sprawdza - raczej nie robić sobie wrogów, przekazywać dobro, liczyć na to że karma wróci. Powracanie wciąż do statystyk trochę męczy, może to istotne dla graczy, w lekturze raczej wydawało się nadmiarowe, ale zabawa całkiem niezła. Lekkie i ma się ochotę kibicować tej postaci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz