poniedziałek, 23 sierpnia 2021

Klatka dla niewinnych - Katarzyna Bonda, czyli gdzie są granice w szukaniu przyjemności

No i tak, nie nadrobiłem jeszcze pierwszych trzech części cyklu z Hubertem Meyerem, a tu wcale nie tak długo po tomie czwartym, pojawia się kolejny. I jeszcze mocniejszy od poprzedniego. I mroczniejszy.
Bonda na pewno lubi budować zawiłe, piętrowe intrygi i czasem się zastanawiam czy sama w nich się nie gubi, skoro pewne wątki jakby urywa i ich nie kończy. Doceniam to z jaką starannością stara się opisać środowisko, jakiś kontekst, ale ilość spraw i postaci mam wrażenie, że warto by ograniczyć, a przyjemność z lektury byłaby jeszcze większa. Na pewno trzeba w "Klatce dla niewinnych" trochę skupienia, by się nie pogubić w różnych sekretach i intrygach, a żeby było śmieszniej, dotyczy to nie tylko początku, gdzie dość szybko wrzuca nas się w sprawę, ale i na końcu, nie pozwalając czytelnikowi na spokojne poukładanie sobie wszystkiego. 

Fabuła zbudowana jest nie tyle na szybkiej akcji, co na przedzieraniu się przez kolejne warstwy sekretów, kłamstw i dziwnych zdarzeń, ale chyba podobnie czuje się nie tylko czytelnik, a również sam bohater.


Przyjeżdża do Warszawy i zostaje wrzucony w sprawę, której wcale nie ma ochoty brać. Robi to głównie dla swojej przyjaciółki z prokuratury, dawnej miłości, choć jest w tym też trochę ciekawości. Nie do końca jednak rozumie tło i motywacje wszystkich, którzy się wokół tej sprawy kręcą, co jak się potem okaże będzie dobrym przeczuciem. Działa więc po swojemu, trochę partyzancko, a potem zbiera za to cięgi, bo nagle okazuje się, że pozostawia za sobą ciąg trupów i jakąś totalną destrukcję. Wszystko dowody wskazują na jego winę i nawet współpracownicy są bezradni, nie wiedząc jak go bronić. Jak prowadzić w takich warunkach dochodzenie, szukać luk w zeznaniach, budować jakiś profil sprawcy, skoro ewidentnie ktoś prowadzi z nim bardzo ostrą grę.
Tylko kto, skoro osoba od której miał zacząć śledztwo, wciąż nie opuściła więzienia. Ma tak długie ręce? A wokół Huberta jakoś dziwnie dużo pojawia się ludzi, związanych ze sprawami z przeszłości. Może więc zemsta? Fajnie jest rozgryzać takie zagadki, choć tu tropów jest tyle, że chwilami się można pogubić. Morderstwo żony, za które skazano mężczyznę, jego syn, który całą noc spędził przy ciele matki i przez traumę zamknął się w sobie, przemoc, która powinna wzbudzać emocje, a okazuje się, że powoduje jedynie chłód i obojętność. Wchodzimy w świat, którego chyba nie do końca rozumiemy, świat w którym dopiero skrajne odczucia dają satysfakcję - wiązanie, bicie, poniżanie, zadawanie bólu na przeróżny sposób - Bonda zabiera nas do mrocznej strony ludzkiej duszy. Nie chodzi bowiem jedynie o bardziej wyrafinowane praktyki seksualne, ale raczej o pochylenie się nad źródłem takich potrzeb i tęsknot, nad tym czy człowiek potrafi w takich obszarach stawiać granice, czy też coraz bardziej je przesuwa, zadając cierpienie i sobie i innym.
Ciekawy kryminał, pełen mylnych tropów i zagadek. Jak to w serii o Meyerze bywa jest też trochę specyficznego humoru - ta postać zyskała już sobie pokaźne grono fanów, a i ja go polubiłem.

3 komentarze:

  1. Super recenzja. Miałam dużo do czynienia z książkami Pani Bondy. O tej książce nie słyszałam i coś czuję, ze już niedługo będzie w szeregach mojego wojska literackiego

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam tą pisarkę. Mam chyba jej wszystkie książki. Czytam wszystko co wypuści bo jej historie zawsze mnie wciągają w całości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Recenzja książki tak jak każda na twoim blogu mega super! Uwielbiam czytać twoje recenzje. Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń