Po kilkunastu latach wracam do tej książki i do całej serii, bo dowiedziałem się przypadkiem, że po trylogii jaką znam, powstał jeszcze czwarty tom. No to korzystam z okazji, by przypomnieć sobie całość, którą wspominam miło jako lekkie czytadełko z klimatem.
Pilipiuk, któremu przyczepiono łatkę po Wędrowyczu, ma przecież sporo fajnych pomysłów, pisze z pasją, wplata historię, w sentymentalnym spojrzeniu w przeszłość i krytyce przemian współczesnych jest sporo trafności i poczucia humoru. I w tej serii to się czuje. Pal licho, że to o wampirach, alchemikach i nieśmiertelnych, ważne, że udaje mu się całość opowiedzieć tak, że lubimy te postacie, nie są nam obojętne.
Mamy więc trzy panie. W centrum uwagi Stanisławę Kruszewską, która przeżyła już kilka wieków, wędrując po całym świecie, unikając niebezpieczeństw i gdy tylko może powracając do tego co kocha, nie tylko w sensie przedmiotów, ale i wykonywanego zawodu, czyli nauczania. Jej kuzynka, młoda pracownica CBŚ, specjalizująca się w komputerowych bazach danych, natrafia na jej ślad i próbuje rozgryźć tajemnicę długowieczności, wspierając ją potem w poszukiwaniach jej mistrza, który może zapewnić kolejną dawkę kamienia filozoficznego, pozwalającego na długowieczność.
Obie zaopiekują się jeszcze trzecią postacią, najmłodszą jeżeli chodzi o wygląd, ale i najstarszą z nich wszystkich, bo aż 1000-letnią wampirzycą, księżniczką dawnego imperium Bizantyjskiego, która zostaje uratowana przez oddział polski na misji w byłej Jugosławii z rąk wieśniaków, którzy rozpoznali w niej istotę, która im zagraża. Dziewczyna próbuje się odnaleźć w Polsce, w domu dziecka i szkole, gdzie wszystko jest dla niej nowe, a trafiając na Stanisławę, wyczuwa, że może jej zaufać. I tak, dotąd samotne, wreszcie będą wsparcie i wzajemnie będą mogły się bronić przed zagrożeniem. A to wyczuwają aż za dobrze.
Jak to u Pilipiuka bywa, sporo miejsca poświęca na różne dygresje, delektując się scenami, które potem niewiele mają wpływu na fabułę, ale ci co znają trochę środowisko, a nawet sam Kraków, z przyjemnością zanurzą się w te opisy, może nawet ktoś sam postanowi zająć się produkcją piwa w domu, czy zainwestować w gadżet taki jak samowar. Ta miłość do tego co dawne, lepiej wymyślone i wykonane, począwszy od broni aż po edukację, towarzyszy nie tylko bohaterkom, ale i autorowi. I Katarzyna jako spec komputerowy niewiele tu zmienia.
Po latach dużo bardziej niż przy pierwszej lekturze rzucają się w oczy nielogiczności i brak prawdopodobieństwa, jakieś dziwne upodobanie do opisów golizny, przymykam jednak na to oczy i lecę dalej z cyklem. W końcu to nie powieść historyczna, tylko rozrywka. A Pilipiuk jako gawędziarz nie musi się trzymać w 100 % faktów, tylko ma prawo sobie trochę pofantazjować. I w Kuzynkach czyni to całkiem zgrabnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz