czwartek, 26 sierpnia 2021

Różne oblicza komedii, czyli Włoskie wakacje, Łowcy zombie i Drugie życie pana Alaina

Czasem nazbiera się pakiet filmów, gdzie o każdym z osobna aż się nie chce pisać, a nie ma za bardzo ich jak połączyć tematycznie. Więc niech będzie gatunkowo, bo choć każdy zupełnie z innej bajki, to nazwane zostały przez dystrybutorów komediami.

Włoskie wakacje. Kto lubi Liama Neesona obejrzy choćby dla niego, może ktoś lubi klimaty Toskanii i ładne widoki... Natomiast nawet jeżeli znajdziecie jakiś pretekst, by po ten film sięgnąć, nie wiem czy się nie rozczarujecie. Ot, komedyjka romantyczna, a nawet powiedziałbym raczej film obyczajowy z wątkiem romantycznym, sztampowy jak cholera i nawet te widoki nie powalają. No chyba, że samej willi, która jest w centrum fabuły. O dom bowiem tu chodzi. Dom, który został kiedyś pozostawiony, bo kojarzył się z traumą, a teraz powracają do niego ojciec z synem, zastanawiając się nad jego sprzedażą.


Oczywiście remont nie idzie im do końca tak jak chcieli, z kupcami nie jest łatwo, ale obaj powoli się do siebie zbliżają i przeżywają miłe chwile w tym urokliwym miejscu. I to ich zmieni. 

Średniak. Do obejrzenia może i przyjemne o ile ktoś lubi takie klimaty, ale i do szybkiego zapomnienia. 

Drugiego z filmów gdy już obejrzycie, tak łatwo nie zapomnicie. No chyba że macie za sobą tyle filmów o zombie, również klasy B, że nic Was nie dziwi. To taka jazda bez trzymanki, której bliżej do komedii niż grozy. Przyjaźń, seks, kompleksy, wszystko wrzucone do jednego worka, a cała śmieszność ma polegać na rozwalaniu zombiaków na różne sposoby. No i pewnie na tym kto je rozwala, bo robi to trzech kolesi, których nikt nie traktuje serio, bo choć nie są już dziećmi, wciąż bawią się w skauting.

Bardzo specyficzny humor. Ale to naprawdę bardzo specyficzny. I spuśćmy więc zasłonę milczenia.



Trzeci z filmów upolowanych w tv jako komedie to raczej lekka opowiastka obyczajowo-dramatyczna. Czy jako komediowe mamy traktować to, że facet po udarze dziwnie mówi? Czy też raczej to, że mimo przeciwności nie poddaje się losowi i uczy się na nowo doceniać życie. Ten ton optymizmu w dość smutnej historii, też raczej daleki jest od komediowości.
Ciekawa jest za to sama historia, bo oparta na prawdziwym życiorysie prezesa Peugota, Christiana Streiffa. Oto pracoholik, który nie przejmuje się ludźmi, nawet tymi najbliższymi, przeżywa udar. I nadal myśli jedynie o tym jak najszybciej wrócić do obowiązków, próbuje więc potraktować pomoc terapeutki od logopedii, tak jak dotąd traktował swoich podwładnych. 

Bardzo powoli dociera do niego, że nawet gdyby tego chciał, już nie ma powrotu do dawnego stylu życia, że musi zwolnić tempo. I nauczyć się cenić każdą chwilę w sposób jakiego dotąd nie potrafił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz