Renata Przemyk pokazała niedawno światu krążek, który miał się ukazać zdaje się wiosną i być wstępem do świętowania jubileuszu 30 lat na scenie. Przeboje z różnych etapów swojej kariery pokazuje w nowych wersjach - wraz z 13 zaproszonymi do współpracy wokalistami. I nie ma co ukrywać, że mieli oni wpływ na to jak ta płyta wygląda, jak brzmi, bo wielu z nich nadało tym numerom swój charakterystyczny sznyt, bliższy ich twórczości niż samej Renaty Przemyk. To dobrze, czy źle, pewnie zadacie sobie pytanie. Ano to zależy czego oczekiwaliście, bo efekt moim zdaniem nie zawsze jest idealny. I chyba do oryginałów wszyscy mamy większy sentyment.
Choć płytę otwiera ostrzejszy numer zaśpiewany z Damianem Ukeje, dominują spokojniejsze aranżacje, zresztą wokaliści też są raczej z tych "mruczących" niż wrzeszczących. Co ciekawe, wpływa to też i na samą Renatę Przemyk - miałem wrażenie, że trochę temperuje swoją manierę, nie rozkręca się tak bardzo jak czasem to potrafiła. Co mi się najbardziej podobało? Chyba balladowe wykonania z Waglem, z Nowakiem, Leskim, no i Porter - ten jak zwykle charyzmatyczny. Rozczarował za to Dyjak, którego tak lubię, jakoś mam wrażenie, że przeszarżowali w tym numerze. Mozil zaśpiewał to jakby od niechcenia i cały numer jest jakiś taki kumplowski i mało profesjonalny, z Andrusem może i zabawnie, ale jakoś tego nie kupuję. Fajne solówki z kawałka z Damianem Ukeje, a reszta nijaka, nawet trochę mdła. Całość - ciekawa, ale rewelacji nie ma. Co i tak nie ujmuje nic mojego szacunku dla Renaty Przemyk i frajdy jaką daje oglądanie jej na żywo. Płyty płytami, ale ten klimat! Obojętnie czy bardziej na rockowo, czy kameralnie, zawsze jest wyjątkowo i wtedy w pełni docenia się jej głos, można zanurzyć się w te teksty i muzykę, zachwycić jej energią. A więc czekam na koncerty! A choćby i z panami. Przecież jej twórczość świetnie nadaje się do takiego"dialogowanego" śpiewania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz