czwartek, 10 września 2020
Jaskółki z Kabulu, czyli czy jest dla nas nadzieja?
Na weekend odkładam przyspieszenie z notkami i jakieś poważniejsze teksty, a dziś króciutko. Film wart zobaczenia, ale trudno opowiadać o nim zbyt wiele - po pierwsze nie ma co zdradzać fabuły, a po drugie, jego klimat, pewna surowość, to rzeczy, które docenią pewnie tylko niektórzy. Nie ma mowy o jakiejś zachwycającej kresce, spektakularnych efektach wizualnych, wszystko jest dość stonowane, chwilami nawet dość statyczne (co aż dziwne w animacji), ale nie pozbawione emocji.
To opowieść o Kabulu okupowanym przez Talibów, w którym nie tylko kobiety się duszą, ale i mężczyźni zaczynają czuć się coraz gorzej, pogrążając się w jakiejś depresji.
Dwie pary, dwa podejścia do życia. Mohsen i Zunaira to ludzie młodzi, nie do końca akceptują obecną rzeczywistość, ona nie chce zasłaniać twarzy, siedzi w domu, maluje, słucha muzyki, czekając na męża. Nie do końca stracili nadzieję na to, że zmiany są chwilowe. Atiq i Mussarat już dawno ją utracili. On niechętnie chodzi do pracy - jest strażnikiem w kobiecym więzieniu, nie przepada za kolegami, z którymi kiedyś być może nawet podzielał postulaty i walkę o zmianę władzy - w jego oczach choć pilnują moralności, sami jej nie przestrzegają. Ale nie protestuje, uważa że tak trzeba. I niechętnie wraca do domu, ze względu na to, że stan ciężko chorej żony wciąż się pogarsza. Męczy go bezradność, frustruje sytuacja w jakiej się znalazł. Losy obu par nieoczekiwanie się przetną w dość dramatyczny sposób.
Zarówno obrazy z życia miasta, jak i to co czuje większość postaci, mają charakter mocno depresyjny, ponury - jedyne rzeczy przyjemne to wspomnienia i tęsknota do tego co było, a co obecnie jest zakazane. Mocna rzecz, zwłaszcza sceny kamieniowania, czy wieszania. A to wszystko odmalowane w tak delikatny sposób, akwarele kojarzą nam się raczej z ładnymi, przyjemnymi obrazami, a tu...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz