piątek, 25 września 2020
Sen nocy letniej, czyli po prostu bajkowo
Kolejne spotkanie teatralne w ramach Na żywo w kinach. I klasyka. Szekspir i przedstawienie, które widziałem już choćby w wykonaniu The Globe Theatre - jakby co tu możecie zerknąć na wpis. Ale tu - totalne zaskoczenie.
MaGa: Spektakl z Bridge Theatre w Londynie to zdumiewająca wersja „Snu nocy letniej” Szekspira, która zachwyca a jednocześnie bawi, pozwala przez chwilę pobyć nam dziećmi oglądającymi bajkę, po to, by na koniec uświadomić sobie, że bajki mają morał.
R.: Szekspir grany jest od lat i mimo, że go znamy, wciąż próbuje się pokazywać go na nowo. I tym razem się udało. Nie chodzi jedynie o inscenizację, bo ta scena już pokazała swoje możliwości nie raz - ruchome platformy otoczone publicznością, wciąganie ludzi w pewne elementy spektaklu. Odważnie tym razem jednak reżyser zaingerował również w samą treść, zmieniając pewne elementy, dodając inne. Patriarchalne akcenty w początkowych scenach (chór niczym w Opowieści Podręcznej) mogą zaskoczyć, mruganie okiem do publiczności z wątkiem homoseksualnym również. Jak Tobie się podobało?
MaGa: Jestem zachwycona! Bywam raczej sceptycznie nastawiona do wszelkich udziwnień sztuk tradycyjnych, bo nawet jeśli uznać, że Szekspir i jego twórczość są ponadczasowe, to rzadko się zdarza aby „nowinki” współczesne wychodziły tradycji na dobre. A tu mieszanina stylów (antyczne Ateny, las pełen duchów, w którym wróżki wyglądają i zachowują się niczym tancerki z klubu go-go, grupa teatralna w strojach współczesnych) niczym nie razi, wręcz bawi a jednocześnie zachwyca umiejętnościami akrobatycznymi, nie wspominając o wspaniałym aktorstwie.
R.: Napowietrzne akrobacje na pewno stanowią jeden z mocniejszych wizualnie akcentów. Ale jak fajnie psują do całości! Sen nagle staje się barwny, żywy, magiczny - bo przecież łóżko rzadko kiedy lata. Masz rację, że te wszystkie "nowoczesne" akcenty (może poza chórem i szklaną klatką) nadają spektaklowi lekkości, rzeczywiście wprowadzają dużo więcej zabawy i śmiechu.
MaGa: W tej romantycznej komedii spotykają się dwa światy – ludzki i baśniowy. Leśne duchy i elfy nie zostają obojętne na rozterki ludzkich bohaterów, pragnąc pomóc miłości – powodują komedię pomyłek (którą z czasem naprawią), dając widzom mnóstwo zabawy. A „wstawki” wynikłe z ustawienia platform między widzami, wykorzystywanie współczesnych gadżetów w pomieszaniu ze światem fantastycznym – to jest dopiero „cymesik”. Reżyser miał niesamowitą wizję tworząc to widowisko artystyczno-akrobatyczno-wizualne. Mnie tym pomysłem powalił na kolana 😊.
R.: Platformy i nie przejmowanie się aż tak bardzo odtwarzaniem realiów epoki to już specyfika Bridge Theatre, którą możemy zobaczyć choćby w Juliuszu Cezarze. I to im wychodzi. trzy godziny kapitalnej zabawy. Cały czas oryginalny tekst, nagle można dostrzec w nim dużo więcej współczesnych emocji. Treść znana, więc nie ma co jej przybliżać, w tym wykonaniu naprawdę nie jest żadną ramotą, jak to się czasem postrzega Szekspira.
MaGa: I jaka obsada! W podwójnych rolach Hipolity/Tytanii – Gwendoline Christie oraz jako Tezeusz/Oberon - Oliver Chris. Oboje wspaniali. Christie z tą swoją królewską postawą, monumentalną sylwetką, trochę nie pasowałaby na królową elfów z czasów Szekspira, natomiast do tej „odjechanej” wersji wyreżyserowanej przez Nicholasa Hytnera – jak najbardziej. Natomiast (Oliver Chris) z tą swoją szelmowską miną Oberona i całkiem przyjaznego Tezebusza – też cudownie sprawdził się w tej zmienionej cokolwiek wersji sztuki. Co jednocześnie dało reżyserowi możliwość wzmocnienia i uwzględnienia tych tematów, które we współczesnych czasach stają się bardziej aktualne.
R.: Mówisz o zamianie kwestii i fakcie, że to on po rzuceniu czaru miał zakochać się w ośle? On wraz z Hammedem Animashaunem robią niezłe show. Ten drugi zresztą z grupą rzemieślników na koniec też daje czadu. Zupełne rozluźnienie na koniec, w sumie jednak bardzo sympatyczne, choć przeszarżowane na maksa. Gwendoline Christie z początku wydawała mi się zbyt monumentalna (nie tylko ze względu na wzrost), zbyt sztywna, ale potem już było z górki.
MaGa: I ten Puk (David Moorst)! Co wyprawiał ten aktor w tym spektaklu to jest nie do opisania. A podobno przygotowywał się tylko kwartał. Zresztą mam wrażenie, że wszyscy aktorzy, mieli zabawę kołysząc się nad widownią.
R.: Nie tylko ci fruwający. Tańczący rzemieślnicy, przekomarzanie się par młodych, tu luzu było coraz więcej, im bliżej finału.
MaGa: Ten spektakl dał mi wiele radości. Nie myślałam, że będę się śmiała w głos, że uwspółcześnione seksowne ubiory, pozy i gesty przyniosą uśmiech na twarzy a nie niechęć z nadmiaru (jak to często bywa). Pięknie wszystko wyważone, subtelnie wyciszane w porę. Bajeczny spektakl w każdym calu. Nie dziwię się, że było tak wiele młodych osób na sali.
R.: Wracamy do kin! A ten cykl naprawdę jest tego wart! I "Sen nocy letniej" też
MaGa: Polecam z całego serca. Cała widownia wychodziła ubawiona.
R.: I ja polecam. Świetna zabawa. Zerknijcie też tu: http://new.nazywowkinach.pl/nt-live/sen-nocy-letniej tam znajdziecie nie tylko więcej informacji, ale i listę kolejnych przedstawień i daty pokazów.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz