Ostatnia notka stycznia i znowu filmowo. Co prawda znowu staram się przyspieszyć z czytaniem, ale za dużo rzeczy naraz i pozaczynane, a końca nie widać. W telewizorku jednak wciąż też coś kusi. Choćby Ogrodnicy, jeden z bardzie oryginalnych seriali ostatnich lat. Czemu tak o nim piszę? Powinniście sami się przekonać. Balansując między dramatem psychologicznym, kryminałem, między realizmem a fantazjami udało się twórcom zrobić rzecz absolutnie zaskakującą, chwilami nawet komediową, pozostawiającą widza w pewnym dysonansie. To nie jest bowiem film o zbrodni, śledztwie, procesie i o wyroku. To opowieść o miłości. O uczuciu, które popycha człowieka do bardzo dziwnych czynów, sprawiającym, że ktoś jest zdolny do wzięcia winy na siebie.
Dowody wydają się niezaprzeczalne. Ale jaka była prawda? Czy Susan i Chris naprawdę zamordowali jej rodziców, zakopując ich w ogródku, lecz pobierając potem jeszcze długo emerytury? Oszuści i cyniczni mordercy, czy jednak jednostki wrażliwe, które po prostu nie bardzo potrafią funkcjonować w społeczeństwie i tworzą sobie w dziwny sposób barierę ochronną, jakiś swój świat? Do końca nie będziemy pewni odpowiedzi, bo widzimy jak bardzo nieporadni oni są w zderzeniu z machiną sprawiedliwości. Można by im wmówić wszystko, skłaniając do obrony tego drugiego.
I do tego ciekawe pomysły scenograficzne i zdjęciowe, mieszanie postaci bohaterów historii, z planem zdjęciowym, na którym są jedynie aktorami. Naprawdę efekt bardzo ciekawy! No i jaka gra. Para Olivia Colman i David Thewlis absolutnie fenomenalni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz