piątek, 14 stycznia 2022

Dom Gucci, czyli co kryje się pod złotkiem

Chyba nie spodziewałem się takiego filmu po tym reżyserze. Nie oszukujmy się - mimo całej otoczki, strojów, scenografii, detali z jakimi odtworzono atmosferę lat 70, to raczej dość kameralny dramat bez rozmachu, jaki lubi Ridley Scott. Samo nazwisko i fame jaki jest wokół rodu Guccich, obsada, pewnie przyciągną do tego obrazy, ale wiele osób może być zawiedzionych, bo te ponad 2.5 godziny niestety trochę się wloką - zabrakło trochę materiału, a może spójności w zszywaniu tego patchworku, żeby zapewnić napięcie.
W skrócie: marzenia dziewczyny o wielkich pieniądzach, o władzy, początkowo daje się realizować zgodnie z jej planem, ale potem coś zaczyna zgrzytać i na pewno inaczej sobie wyobrażała finał. To fabuła, w której znajdziemy pożądanie, zdradę, zazdrość, ale również coś co stało się powodem podziału rodziny - niesnasek i wzajemnych prób wygryzienia innych z interesów. Ród i firma w dużej mierze oparte były na ludziach już wiekowych, którzy nie bardzo chcieli przekazać stery młodym i ambitnym, a kiedy zostali odsunięci od władzy, zrobili wiele, by się na nich zemścić. I oto sławna marka największą swoją sławę i rozwój przeżyła już bez Guccich na pokładzie. Dlaczego? Zobaczcie w filmie.


Jak dla mnie to przede wszystkim kapitalna rola Lady Gagi - na jej emocjach i jej grze ta historia jest zbudowana i nawet Irons i Pacino są trochę niestety na drugim planie. Maurizio (Adam Driver) jako obiekt jej uczuć i prawnik, który nie myślał o karierze w firmie, ale został przez nią umiejętnie popchnięty w tą stronę, to typ dość zimny, wycofany i nawet bym powiedział, że trudno uwierzyć w ten związek. Nie gra źle, ale to nie on przyciąga uwagę. Natomiast ona jest wyśmienita - fascynuje i wkurza. Swoimi ambicjami, pretensjonalnością, przebojowością, ale i włoskim temperamentem. I znowu - jej stroje, otaczanie się blichtrem, najbardziej unaocznia nam problem życia ponad stan, nawet bardziej niż "zabawki" Maurizia. W dodatku to właśnie Patrizia od początku skrywa klucz do całej historii, czyli pierwszej sceny, jak więc można bez niej wyobrazić sobie tą opowieść?
Brakuje w tym portrecie rodziny trochę sympatii do tych ludzi, jakiegoś bardziej ludzkiego akcentu - im bliżej ich poznajemy, tym mniej nam finalnie ich wszystkich jest szkoda. I to chyba słabsza strona scenariusza i fabuły. Śledzimy ich losy, ale niespecjalnie ich lubimy, nie kibicujemy w ich manipulacjach. Nawet sensu ich firmy, kreatywności i wyjątkowości na ekranie trudno uchwycić. Seans z tych, które po prostu po pewnym czasie ulatują w niepamięć. A szkoda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz