Tyle już o tym filmie powiedziano, że niewiele można dodać. Wszelkie próby dopatrywania się odniesień do zakłamywania rzeczywistości przy ignorowaniu zagrożenia na naszym poletku, też już chyba zostały wyczerpane do cna. Nie da się ukryć - film jest mocno jednostronny, waląc jak w bęben głównie w prawicę i jej wyborców, ale można powiedzieć: sami sobie są winni, nie?
To satyra na władzę, jej zakłamanie, korupcję jakiej nie unika, ale niestety też dość gorzki obraz tego jak funkcjonują media i społeczne mechanizmy, którymi tak łatwo sterować. Dyskusja na temat tego: czy to telewizja ogłupia czy po prostu schodzi do poziomu swoich widzów to trochę poziom rozmów na temat tego czy pierwsze było jajko czy kura. Widza nie wolno smucić, straszyć, wszystko ma być rozrywką, a wiedza ma nie przytłaczać, żeby nie czuł się za głupi. Jedziemy więc z tą sieczką, gdzie tematem dnia jest to czy celebrytka miała majtki na dyskotece czy nie, kto gdzie wypoczywał, a kto kogo zdradza. Tragedią jest pojedyncza śmierć w sąsiednim mieście, ale już nie mówimy o tym, że np. na innym kontynencie tego samego dnia zginęło kilkaset czy kilka tysięcy i to w konflikcie, któremu łatwo społeczność międzynarodowa mogłaby pomóc. Rządzą nami idioci, których sami wybieramy, bo więcej obiecują, ładniej kłamią i wydają się sympatyczniejsi niż ci, co są mądralami. Chyba właśnie obrazki z przekazów medialnych, fala hejtu lub mobilizowania nastrojów politycznych, lajkowanie za to że ktoś jest przystojny, a nie mądry, to najmocniejsza strona tego filmu.
Ostrzeżenie przed kometą i zbliżającą się katastrofą jako żywo przypomina apele naukowców na temat zmian w ekosystemie i podobnie okazuje się rozmową ze ścianą.
Treść chyba kojarzycie: młoda doktorantka pod okiem swojego opiekuna odkrywa nowe ciało niebieskie, którym okazuje się być ogromna asteroida, kierująca się prosto na Ziemię. Ryzyko, że uderzenie nastąpi szybko i przyniesie całkowitą zagładę jest prawie pewne, ale nikt nie chce ich słuchać. I tak jest prawie do samego końca. Co więc robić w ostatnich dniach życia? Czym się zająć?
Mimo pewnych egzystencjalnych tonów w tym pytaniu i mimo całej goryczy - oto doprowadzimy do zniszczenia życia na ziemi, bo nie możemy się porozumieć - ten film ogląda się w dużej mierze jak komedię. Dodajmy mocno przerysowaną. I to trochę psuje przyjemność z seansu. Meryl Streep, Jennifer Lawrence, Leonardo DiCaprio, Kate Blanchett i cała reszta świetnej obsady naprawdę zasługiwała na coś lepszego niż role tak słabo napisane. Wszystko jest jakby pisane na dużej dawce antydepresantów i może wydawało się nie tylko zabawne, ale i sensowne. Cóż. Biznesmen bez empatii, który potrafi rządzić prezydentem, bo przecież go finansuje, być może i ma swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości, ale chyba wolałbym zobaczyć analizę takich praktyk bardziej serio (choćby i w stylu Vice tego samego reżysera), niż karykaturę, którą łatwo obśmiać. Taki humor to raczej Sacha Baron Cohen, czyli mieszanka dla bardzo specyficznego widza.
Nie patrz w górę na pewno jest filmem, który nieźle namiesza, ale nie jest to rzecz, która od strony artystycznej powalałaby na kolana. I jeżeli chodzi o przesłanie niestety też pewnie niewiele zmieni - liczba tych, którzy przy ostrzeżeniach nadal będą wzruszać ramionami i uważać, że wiedzą lepiej, nie zmieni się gdy pokażemy im słodkie obrazki zwierzątek, które mogą wyginąć. Tak łopatologiczną i przerysowaną komedią nie przekonamy ich do tego, że to niedługo może być tylko obrazek, bo doszliśmy do paranoi, że ten ekran i pełna lodówka niektórym wystarcza. Po nas choćby potop :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz