poniedziałek, 12 lipca 2021

Solaris, czyli jak pokazać kosmos w teatrze

MaGa: Nie jestem miłośniczką SF. „Solaris” Lema czytałam lata świetlne temu, myślałam, że spektakl przypomni mi treść i poniekąd tak się stało, ale chyba nie do końca zrozumiałam założenie spektaklu. Czy masz pomysł co ten spektakl miał nam przekazać?

R: Prawdę mówiąc mimo tego, że jakoś wciąż w głowie mam książkę, to tu czułem się mocno zagubiony. Próby odtworzenia wydarzeń, które miały uzasadnić różne stany psychiczne bohatera były opowiedziane dość chaotycznie, a przez to również ich wydźwięk był mało czytelny. Samo operowanie zegarem, by pokazać czas wydarzeń okazało się za słabym pomysłem na to by widz się nie pogubił. A skoro widz czuje się zagubiony, zwraca uwagę na detale, o których pewnie w tym przypadku można by długo opowiadać. Ten kto czytał książkę albo zna film, pewnie coś odnajdzie jako element znajomy, ale nie sądzę żeby miał satysfakcję z tego co widzi. To raczej wariacja na temat Lema i S-F niż próba zmierzenia się z tematem na serio.


MaGa: Nie wiem dlaczego, ale odczytałam go jako rozprawkę filozoficzną na temat istoty ludzkiej. Takiej, która myśli, że wszechświat jest na jej zawołanie, że wystarczy chcieć, aby marzenia nabrały kształtów, a tak naprawdę jesteśmy pyłkiem w kosmosie. Marzenia mogą wieść na manowce, a my tak naprawdę mało wiemy o sobie samych.

R.: U Lema oczywiście człowiek jest ważny i to właśnie poprzez jego zderzenia się z tym co niezrozumiałe, nieosiągalne, najbardziej dotykaliśmy jego wszelkich słabości. Jego wielkość, w której miał się objawiać krok w kosmos, okazywała się w świetle ogromu tego z czym się mierzył, raczej czymś zabawnym. Pisał to przecież tyle lat temu, a wciąż na nowo jego obserwacje się nam potwierdzają - im więcej pychy, tym większy upadek, im więcej pewności siebie, tym większe ryzyko szaleństwa.

MaGa: I myślę także, że może chodzi o zagubienie współczesnego człowieka. Postęp cywilizacyjny tak szybko prze do przodu, że ludzie zaczynają zatracać swoje człowieczeństwo i stają się jak roboty… chcieliby poznać kogoś nowego i nie umieją, bo szkoda im czasu, wiedzą lepiej, boją się co ich czeka, nie odbierają sygnałów (zupełnie jak oceanu), kłamią. 

Fot. ze strony Teatru:
https://teatrochoty.pl/repertuar/solaris-wspomnienie-przyszlosci/                       
  



R.: Czyli jednak może coś udało Ci się uchwycić z tego co widzieliśmy na scenie. Ja w pewnym momencie przestałem już niestety próbować, coraz bardziej bowiem opadały mi ręce na widok nieporadności zarówno aktorskiej, jak i wizji reżysera.

MaGa: Pamiętam, że „Solaris” Lema wydawała mi się tajemnicza, pełna niesprecyzowanego lęku, niepokoju… i chyba spektaklowi udało się odtworzyć tę atmosferę, choć trochę rozpraszały mnie rekwizyty na scenie (Oskar dla Hanki Podrazy, bo to chyba jej zasługa). Scenografia – świetna. Kostiumy – trochę mniej mi się podobały.

R.: Dla mnie niestety to była duża porażka - lada chłodnicza jako kapsuła do hibernacji, wyłączający się czajnik jako sygnał komory dekontaminacyjnej, te stroje... Ja wiem, że brak środków, wiem że pewne rzeczy mogą być umowne, ale nie udawajmy wtedy, że to wszystko na serio, bo rozdźwięk jest koszmarny. To już nawet nie było zabawne, tylko po prostu bardzo, bardzo słabe. 

Fot. ze strony Teatru:
https://teatrochoty.pl/repertuar/solaris-wspomnienie-przyszlosci/



MaGa: A mnie to bawiło 😊. Natomiast to kolejny spektakl w Teatrze Ochoty, który urzeka mnie w warstwie muzycznej. Dla miłośniczki opery i muzyki poważnej usłyszeć w przedstawieniu utwory takich wykonawców jak: Ravel, Bach, Haendl, Purcell czy Tomita to prawdziwa przyjemność. I tylko nie wiem czy śpiewali aktorzy czy to był playback. Jeśli to ich wykonanie – to ogromne brawa. Mogę nawet wybaczyć wstawkę o Hermaszewskim (czyżby chodziło o zrealizowane marzenia czy raczej był to odnośnik do współczesności?). A ta monumentalna muzyka w zestawieniu z treścią była rzeczywiście tak nieprzystająca do warunków na scenie, że można ją uznać za muzykę wszechświata czy kosmosu.

R.: Fragmenty muzyczne rzeczywiście mogły zaskoczyć, to był jeden z ciekawszych pomysłów w tym spektaklu.

MaGa: Trochę szkoda, że teatr nie podaje kto gra jaką rolę. Nie znam wszystkich aktorów, ale podobała mi się gra Kapitana (piękna dykcja) oraz Harley (przejmująco wykonany monolog). Niekoniecznie rozumiem obsadzenie kobiety w roli Kalvina i niestety przeszkadzały mi pomyłki w mówionych kwestiach – łamało to rytm i dekoncentrowało.

R.: Oj dużo tu uwag można by mieć do aktorstwa - maniera by sztywno i patetycznie wypowiadać jakieś kwestie po prostu się nie sprawdza i raczej drażni, czuje się pewnego rodzaju nerwowość i niepewność w grze. Jak dla mnie niewiele tam było prawdziwych emocji i dobrej gry. To taki poziom teatrzyku amatorskiego, choć i tam pewnie można by znaleźć więcej przebłysków talentu.

MaGa: Przyznaję się, że mnie ten spektakl nie zachwycił treścią, natomiast chwalę pomysł scenografii i oprawę muzyczną.

R.: Ja chyba niestety od pochwał będę daleki. Obejrzałem z ciekawością, ale nie uznaję tego za coś wartego polecenia, nawet jeżeli aktorzy dopracują role i wyeliminują pomyłki. A co do kostiumów i scenografii, to one skłaniały mnie do jeszcze innego tytułu tej notki, ale może już nie znęcajmy się nad tym spektaklem. Choć nadal uważam, że tytuł "Jaka piękna katastrofa" pasowałoby jak ulał...



Teatr Ochoty – Solaris
reżyseria i scenariusz: Klaudia Hartung-Wójciak
dramaturgia, scenariusz i elektronika: Witold Mrozek
przestrzeń i kostiumy: Hanka Podraza
światło: Jędrzej Jęcikowski
ruch sceniczny: Magdalena Przybysz
konsultacje wokalne: Bartosz Lisik
obsada: Natasza Aleksandrowitch, Małgorzata Biela, Monika Frajczyk, Sebastian Grygo, Weronika Łukaszewska
aktorzy robotyczni: Robbie Junior (robot produkcji Tandy/Radio Shack), K9, komputer Meritum II produkcji zakładów Mera-Elzab w Zabrzu (1985)
producent: Teatr Ochoty im. Haliny i Jana Machulskich

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz