Sobotnio niedzielna nasiadówka zaowocowała sporą dawką zabawy - okazuje się, że nawet przy gierkach prostych, familijnych, dorośli mogą się świetnie bawić. Wypadałoby więc choć o jednym tytule z tego wieczoru napisać. Mój wybór pada na grę, która ma już kilka latek, wciąż jednak nie traci na swoim uroku. Proste, a tak mało przewidywalne i wywołujące emocje. Wyobraźcie sobie wyścig wielbłądów wokół piramidy - wcale nie długi, nie trudny, a mimo wszystko tu nie ma nic oczywistego. Ten kto wyrwie się do przodu, wcale nie znaczy, że pierwszy dobiegnie, bo twórcy przygotowali dla nas kilka niespodzianek.
Rolą gracza nawet jest nie tyle kierowanie wielbłądami - to byłoby zbyt proste - ale obstawienie zwycięzcy tego wyścigu i tych, którzy w kolejnych etapach będą na czele.
Czy to zadanie jest proste? Ano wcale nie, bo po pierwsze mamy wpływ na to, by opóźniać lub przyspieszać bieg konkretnych zawodników, szykując przed nimi "niespodzianki", a po drugie twórcy wymyślili fajny patent, który zresztą widzicie obok na zdjęciu. Wielbłąd, który pojawia się na polu gdzie stoi już inny, po prostu na niego wskakuje i może podróżować dalej - w jednej rundzie może więc wykonać nie tylko swój ruch, ale o wiele dłuższą drogę. A jeżeli wskoczy kolejny, to już emocje sięgają zenitu, no bo jak tu odwrócić tą kolejność i sprawić by to nasz faworyt wjechał na metę jako pierwszy (czyli na górze).
Za prawidłowe obstawianie zdobywamy kasę, za błędy trzeba płacić, więc w ramach pięciu rund wiele się może zmienić. i jak się okazuje nawet ktoś grający po raz pierwszy, spokojnie może wszystkich zakasować. Zasady są na tyle proste, że błyskawicznie się to chwyta. A wykonywanie rzutów kośćmi, które wskazują o ile oczek ma ruszyć się poszczególny wielbłąd to dodatkowa przyjemność - kości znajdują się w piramidzie, którą musimy odwrócić, by wyrzucić jedynie jedną z nich. No i ważne - mogliśmy grać aż w 8 osób, mimo że zawodników jest przecież tylko 5.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz