sobota, 9 stycznia 2021

Szarlatan, czyli świat się zmienia, świat się wali, a on chce jedynie robić swoje

Agnieszka Holland po raz kolejny sięga po wydarzenia z przeszłości i autentyczną postać, nie po to by stawiać jakieś pomniki, ale by przyjrzeć się ludzkim wyborom, decyzjom, temu jak zachowują się w trudnych sytuacjach. Jana Mikoláška dziś byśmy pewnie określili jako speca od medycyny naturalnej, przed wojną traktowano takie osoby raczej jako znachorów, upatrując się w ich umiejętnościach jakiejś magii. To było jego marzenie - pomagać ludziom. I nie były najważniejsze pieniądze jakie na tym zarabiał. Uważał, że ma dar. Zna się na ziołach, na roślinach, wie jakie przepisać napary, by pomóc w określonych dolegliwościach, nauczył się też rozpoznawać objawy po moczu chorego. I choć zdaje sobie sprawę, że motywacja pacjenta była równie ważna jak i same zioła, dawał im coś czego pragnęli - wraz z lekarstwem nadzieję... Leczył przed wojną, w trakcie niej i nawet w komunistycznej Czechosłowacji, próbując się dostosować do każdej władzy, byle pozwoli mu robić swoje. 


Film opowiada o jego procesie, który zafundowali mu komuniści, oskarżając go o spowodowanie śmierci pacjentów, a w trakcie przesłuchań, poznajemy różne jego wspomnienia, które pozwalają zobaczyć różne cechy jego charakteru. Człowiek, który tyle pomagał innym, potrafił być bardzo toksyczny dla bliskich, było w nim masę sprzeczności, jak choćby niechęć do zbierania podziękowań ale i narcyzm, głęboka wiara, a jednocześnie życie w związku homoseksualnym, za co potem chce pokutować. Ludzie go podziwiają, ale on trzyma ich (z jednym wyjątkiem) na dystans. Jedno na pewno jest w nim stałe - choć oskarża się go o szarlatanerię, on twierdzi, że to nauka, że wszystkiego się nauczył z przyrody stworzonej przez Boga. Może właśnie wiara kłuła w oczy władze? Może wystawny styl życia? A może po prostu tłumy, które wolały szukać pomocy u niego, niż w państwowej służbie zdrowia? Spreparowane dowody wystarczyły by wydać wyrok.
Historia na pewno jest ciekawa, mam jednak wrażenie, że podobnie jak w poprzednim filmie Holland, zabrakło jakiejś iskry, by widz mógł poczuć większe emocje, by nie oglądał tego na chłodno. Ivan Trojan gra świetnie, zdjęcia są ładne, reżyserka zadbała o to by pojawiła się w filmie i odrobina dramatyzmu i jakaś zmysłowość, by metody bohatera budziły ciekawość. A mimo to, brakuje w tym wszystkim większej dawki emocji, całość jest zbyt zachowawcza, pokazana zbyt klasycznie.

2 komentarze:

  1. Szczerze jakoś nie miałam okazji obejrzeć żadnego filmu Agnieszki Holland. I nie zapowiada się, aby miało się to zmienić w najbliższym czasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z nowszych polecam serial Gorejący krzew, ale i starsze świetne

      Usuń