Kolejna paczka filmowa, jeden tytuł bardziej znany i dwa pewnie dużo mniej. Bo przecież nie tylko głośnymi tytułami człowiek żyje.
Doktor Sen zasługuje jednak na uwagę, nie tylko ze względu na reklamę i na nazwisko Kinga na plakatach. To jedna z ciekawszych ekranizacji powieści mistrza grozy od wielu lat. Na pewno docenią ją bardziej ci którzy znają wersję filmową "Lśnienia", bo nawiązań do filmu Kubricka tu sporo - od postaci, aż po konkretne sceny. Fabularnie to kontynuacja, ale nie do końca oczywista - może raczej wyjaśniająca pewne rzeczy, rozbudowująca pewne zagadnienia. Co to znaczy mieć dar, który pozwala na dostrzeganie innej rzeczywistości? Dla Dana Torrance'a (Ewan McGregor) trauma sprzed wielu lat ciągnie się przez całe życie i długo nie potrafił poradzić sobie z nękającymi go koszmarami. Uciekał w alkohol i dopiero niedawno udało mu się trochę pozbierać. Wszystko co jednak otwiera go na tamten świat, trochę go przeraża, niechętnie myśli o tym, by wykorzystywać swoje umiejętności. Przełamuje się dopiero gdy czuje, że bez jego pomocy kolejnemu dziecku grozi coś strasznego. Choć się boi - musi się przełamać.
Nieudacznik życiowy i nastoletnia dziewczynka mają się przeciwstawić potężnemu złu, które wyczuło ich moce i chce przejąć ich energię życiową - to grupa istot, która dawno straciła swoje ludzkie oblicza, żyje od setek lat, karmiąc się kolejnymi upolowanymi duszami - ich strachem i bólem. Przewodząca im Rose Kapelusz jest pewna siebie i bezwzględnie potrafi wykorzystać każdą słabość. Finał ich starcia doprowadzi ich do miejsca, w którym rozgrywały się wydarzenia sprzed blisko 4 dekad, czyli tam gdzie Jack Torrance dał się owładnąć mrokowi i szaleństwu.
Chwilami może to wydawać się taką bardziej młodzieżową wersją horroru (podobnie jak To!), ale warto przymknąć oko na pewne elementy na poły baśniowe, czy też efekty specjalne. To po prostu nie tyle klasyczny horror, co połączenie elementów grozy z kinem akcji, przygody, starcia sił dobra i zła. Na siłę wplatane postacie, koszmary z klasycznego "Lśnienia" (i ta muzyka!) w sumie nie wnoszą tu zbyt wiele, ale pomagają w tym, by nakierować naszą uwagę właśnie na tamten klimat i na temat koszmarów, szaleństwa jakiemu można się poddać, a nie na walkę na sztuczki i wizje.
Eksperyment Belko. Rany, dawno nie widziałem takiej jatki na ekranie. Coś, co zapowiadało się jako thriller psychologiczny, okazało się przedziwną jazdą bez trzymanki, która prowadzić do (dość przewidywalnego) finału, który ma w dziwny sposób stanowić uzasadnienie rzezi, w której giną prawie wszyscy pracownicy pewnej korporacji.
Do czego zdolny jest człowiek gdy zostanie postawiony w sytuacji skrajnej, w której będzie zmuszony do trudnych decyzji? Jeżeli ma zginąć 20 niewinnych ludzi to może lepiej zabić samemu, ale tylko 10? Ale jak ich wybrać? Kto silniejszy? Czy kto bardziej potrzebujący i słabszy? Kamery widzą wszystko i nie uciekniesz przed podjęciem decyzji. Zegar tyka.
Przedziwny film. Niestety po kilkudziesięciu minutach wszystko robi się jasne i próby budowania napięcia, zainteresowania nas losami konkretnych bohaterów niewiele dają. No i czy konieczna była aż taka brutalność? Ręka, noga, mózg na ścianie nie są tu żadną przesadą.
"Klub literatury pięknej" - kolejny przedziwny film. Tym razem z Izraela. Rozwleczony na maksa, a mimo to w dziwny sposób fascynuje - nie tylko samym pomysłem, ale i odrealnioną, sztuczną atmosferą. Co my tu mamy? Tajne stowarzyszenie kobiet, które pod pretekstem czytania literatury spotyka się raz na tydzień, a każda z nich ma przyprowadzić jak najprzystojniejszego mężczyznę, których potem... No nie, nie będę pisał jak ich wykorzystują :) W każdym razie kobiety te postawiły sobie za zasadę nie zakochiwać się, traktować mężczyzn instrumentalnie, przyznają sobie nagrody za to, której uda się upolować najbardziej udany okaz, a za złamanie zasad grożą surowe kary. Zresztą jak tu się wyłamać, skoro najwyraźniej w miasteczku wszystko jest podporządkowane przez ich środowisko - od miejsc pracy aż po policję.
Wszystko to brzmi trochę sztucznie i takie właśnie jest, a mimo to jest w tej teatralności dziwna magia. Mieszkania, niczym cele, biblioteka, w której pracuje główna bohaterka, ich rytuały w trakcie spotkania... Starzejące się kobiety znalazły sposób na to, by dostarczać sobie dawki emocji i wciągnęły w to również młode pokolenie, któremu wydaje się, że dołączenie do tego elitarnego klubu jest szczytem szczęścia. Groteskowe, ale ciekawe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz