No tak - trzeba powiedzieć skąd ten trup. Ano historia stara jak świat - małżeństwo, w którym on zdradza i okłamuje żonę i staje się pierwszym podejrzanym o morderstwo gdy ginie jego kochanka, jak się okazuje również matka jego dziecka. A mimo to, żona stara się dać mu kolejną szansę, broni go, inwestuje pieniądze w najlepszego obrońcę. Bo jak twierdzi zna go na tyle, by wierzyć w to, że jest dobrym człowiekiem. A więc kto? Może jednak mąż tamtej kobiety, który miał się dowiedzieć o dziecku? Rozpoczyna się proces, a my wciąż jako widzowie dostajemy mylne sygnały, które mają zasiać w nas wątpliwość w sytuacji gdy jesteśmy już pewni odpowiedzi na pytanie: kto zabił.
Może i nic odkrywczego, bo przecież "Wielkie kłamstewka", może trochę sztywne, bo to w końcu elity Nowego Jorku, tak odległe od problemów zwykłego świata. Ale i tak nieźle się to ogląda. Choćby dla Granta, choćby dla tych kilku chwil popatrzenia na Donalda Sutherlanda (to jest klasa). Spodziewałem się po Susanne Bier czegoś mniej konwencjonalnego, może pogłębionych portretów, dostałem jedynie dość przewidywalne chwyty jakich w thrillerach widzieliśmy już sporo. Cóż. Średniak.
Książka nie jest dla mnie. Tym razem odpuszczam.
OdpowiedzUsuńTyle że tym razem to film - choć chyba powieść też była, ale czasem warto zerknąć zanim się skomentuje
Usuń