Widzę, że po zachwycie Ciszą Białego Miasta, mam kolejne rzeczy z Hiszpanii do uzupełnienia. Nie czytałem jeszcze trylogii z Doliny Baztán, ale obejrzałem ekranizacje (i o nich też dziś) i mam ochotę na więcej, bo czuję, że powieści lepsze od wersji filmowych. Co prawda będę miała przed oczami już postać bohaterki, ale na szczęście po lekturze "Kształtu serca" stwierdzam, że jej wizerunek mi pasuje. I może nawet dobrze, że czytanie zaczynam od tomu najnowszego, bo jego akcja dzieje się nawet przed tą trylogią i pewne sprawy lepiej się nam układają w głowie. Poznajemy źródło relacji Amai Salazar z jej mentorem, czyli agentem FBI o nazwisku Dupree, do którego dzwoniła gdy miała jakiś kłopot z prowadzoną sprawą. Jak się poznali, skąd ta więź między nimi? Tego między innymi można dowiedzieć się właśnie z lektury "Kształtu serca". I choć żałuję, że fabuła nie jest umiejscowiona w Kraju Basków, jak w przypadku trylogii, to muszę przyznać, że jest wcale nie mniej klimatycznie (choć dużo cieplej). Nowy Orlean, z całym jego kolorytem, również pewną specyficzną mieszanką wierzeń, magii, a w tle największy huragan w historii - no czyż nie zapowiada się to ciekawie?
Amaia Salazar ma już za sobą pierwszą poważną sprawę rozwiązaną w Europie, została zauważona, ale też chyba trochę chciano ją usunąć z oczu i wysłano na szkolenie do Stanów. W gronie studentów wypatrzył ją jeden z wykładowców, wyczuwając potencjał pochodzący nie tylko ze zdolności intelektualnych, śledczych, których można się wyuczyć, ale i pewną intuicję, której źródło czasem trudno wytłumaczyć. Młoda kobieta wydaje się pewna siebie, nawet bezczelna, ale jej przemyślenia są wyjątkowo trafne i kierują uwagę na pewne sprawy, które innym umykają. Amaia ze studentki staje się więc tymczasowym agentem FBI, członkiem ekipy, który próbuje rozwiązać sprawę tzw. Kompozytora, czyli seryjnego mordercy, który pojawia się tuż po katastrofach naturalnych i morduje całe rodziny, pozorując ich śmierć na naturalną konsekwencję huraganu. Tropy kierują ich do Nowego Orleanu, nad który właśnie nadciąga Katrina.
Spora objętościowo cegła, która wciąga na maksa. Dolores Redondo wcale nie goni z akcją, ale ładnie rozbudowuje poszczególne wątki - przeszłość i tajemnice zarówno Amai, jak i agenta Dupree, pokazując jak traumy i doświadczenie czegoś trudnego do wyjaśnienia, otworzyło ich umysły na inną perspektywę. Zło, które potrafią wyczuć, czasem nosi oblicze, które dla innych jest trudne do wyobrażenia i do rozpoznania. Chwilami dość makabryczne sceny sprawiają, że to nie jest lektura dla wrażliwców, mimo wszystko polecam. I traktuję to jako świetną przystawkę do trylogii jaką planuję do przeczytania w tym roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz