poniedziałek, 17 lutego 2020

Trup w sanatorium - Marta Matyszczak, czyli zimne morze, kupa piachu i gdzie tu romantyzm


Pomiędzy poważniejsze lektury zawsze gdzieś wcisnę coś lżejszego. Jak nie w papierze, to w e-booku. Kolejny tom z serii kryminał pod psem Marty Maruszczak już na horyzoncie, a ja nadrabiam zaległości. Czytam te historie o Guciu głownie z sympatii do niego - przyznaję się bez bólu, bo bohaterowie coraz bardziej mnie drażnią i już jakby mniej bawią. To ich wieczne schodzenie się i rozchodzenie, działanie sobie na nerwy i wzdychanie, zajmuje czasem więcej miejsca niż sama intryga. Taki to już pomysł. Zwykle u Matyszczak rozwiązanie zagadki ukrywa się w historii, tak jest i tym razem. Będziemy śledzić realizację urlopowych planów Szymona i Róży (i oczywiście Gucia), które nie zawsze wyglądają tak jak sobie oboje wyobrażali, a równolegle wspomnienia sprzed wielu lat, z festiwalu twórczości studenckiej w Świnoujściu. Słynna FAMA w PRL-u była oazą wolności, oddechem dla publiczności i artystów, a także oczkiem w głowie służb bezpieczeństwa, które musiały trzymać rękę na pulsie, by wolność nie wybuchała zbyt gwałtownie. Właśnie w latach 80 autorka umieściła historię, w której jest i romans, zazdrość, przestępstwo i uniknięcie odpowiedzialności. Kto by pomyślał, że po latach ta sprawa może odżyć na nowo.

Śmierć jednej z pensjonariuszek sanatorium budzi niepokój właścicieli, dlatego decydując się powierzyć sprawę Szymonowi jako prywatnemu detektywowi - skoro już znajduje się w ośrodku to co mu szkodzi. Róży się to nie uśmiecha, ale potem również ona rzuci się za tropem swoich podejrzeń. No i oczywiście nie zapominajmy o Guciu, przecież bez niego, na nic by nie wpadli, prawda? W swoim mniemaniu profesjonalne i inteligentne człowieki, są bez niego bezradne niczym dzieci. I tak samo się chwilami zachowują. To właśnie on - mimo swoich lat i słabszego wzroku, ale z węchem i intelektem jakiego pozazdrościłby mu niejeden rasowy pies, doprowadzi sprawę do końca.
Jego ironiczne komentarze i opisy sytuacji, które pewnie budziły grozę i wstyd Szymona, a dla Gucia były najzupełniej normalne, są tu najlepsze. 


Urlop nad morzem Bałtyckim - kto był ten wie - ma w sobie wiele uroków, choć nie zawsze oczywistych (na ciepłą kąpiel nie ma co liczyć, na pogodę też raczej nie), u Matyszczak też więc znajdziemy garść żartów na ten temat. Romantyzmu raczej jednak zbyt wiele się tu nie znajdzie. Zdaje się, że jednak autorka ma jakieś miłe wspomnienia, bo książka jest przesycona jakimś sentymentem do wyspy Wolin i okolic.
Zakończenie... Hmmm. Dość zaskakujące, ale nie wzbudziło we mnie wielkich emocji. I chyba z sześciu dotąd czytanych tomów serii, ten nie będzie na pewno u mnie na podium.
Gdyby nie Gucio, chyba już bym porzucił ten cykl. Bo bohaterowie ewidentnie są już trochę wypaleni - autorka nie ma pomysłów? Cóż, czekam na tom siódmy i może jeszcze połknę w tym roku...

2 komentarze:

  1. Czytałam już gdzieś indziej recenzję tej książki i tak samo jak tam, tak tutaj napiszę, że jestem serią jak najbardziej zaintrygowana. Podoba mi się główny motyw i fakt, że główny bohaterowie podróżują po całej Polsce, a nie ostają w jednym miejscu. :)

    www.pomistrzowsku.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę kiedyś zabrać się za tę serię, ale chcę zacząć od pierwszego tomu. :)

    OdpowiedzUsuń