sobota, 8 lutego 2020

Gorący temat, czyli temperatury jednak nie czuć

Po obejrzeniu "Na cały głos" miałem już jakąś wizję Rogera Ailesa, wielkiego wizjonera w świecie mediów, politycznego zwierzęcia, konserwatysty i apodyktycznego dupka, w dodatku molestującego kobiety. "Gorący temat" nie jest więc dla mnie jakimś zaskoczeniem, chyba że z tych niemiłych - że można człowieka takiego formatu sprowadzić jedynie do tematu wykorzystywania, do portretu żałosnego, stetryczałego dziadka.
No dobra, można tłumaczyć twórców, że nie zajmowali się tym razem nim, a skupili się na jego ofiarach, które miały odwagę się mu przeciwstawić. Mam jednak wrażenie, że nawet tego wątku nie do końca wykorzystano. Batalia o to, by przedstawić pierwszą oskarżającą go kobietę, szukanie nowych świadków, presja i zastraszanie - można by się spodziewać jakiegoś napięcia dramatów, a tymczasem oglądanie "Gorącego tematu" to raczej dotykanie jakiejś zimnej ryby. Nie powaliły mnie ani kreacje aktorskie, ani scenariusz. Szkoda więc - serial mnie trochę wkurzał jednostronnością, ale czuć w nim było emocje, walkę o prawdę. Tu nawet walka nie jest o prawdę, a jedynie o kasę.



Nie chodzi przecież o skazanie molestującego satyra, ukaranie go, ale wyciągnięcie dla siebie jak najwięcej kasy. Tak jakby to miało zwrócić w jakiś sposób godność i szacunek do samej siebie. Temat na pewno nie jest przyjemny - są kobiety, które ulegają takim naciskom, dla kariery, nie widząc innego wyjścia by utrzymać pracę, ale są też takie które przecież za nic by sobie na to nie pozwoliły. Nie bronię świń, które sobie pozwalają na takie propozycje, wykorzystując władzę, uważając kobiety za słabsze, za towar, ale chcę powiedzieć wyraźnie: pójście do łóżka z szefem dla niektórych kobiet to wybranie szybszej drogi w górę. To nie one stworzyły taki system, ale go wykorzystały dla własnych celów.
Sugeruje się (i dobrze), że to nie jeden facet, że Ailes był na górze tej drabiny, ale i inni postępowali podobnie. Hipokryzja ludzi pieprzących o wartościach i o Bogu, tworzących przekaz docierający do tradycyjnej rodziny amerykańskiej prędzej czy później musi wyjść na jaw. I to chyba jedna z rzeczy, która była dla mnie w tym filmie ciekawa: fakt iż nawet wydawałoby się racjonalne argumenty, nagrania świadczące o tym, że ktoś jest chamem i seksistą dla części społeczeństwa wcale nie były argumentem by ich połajać. Odwrotnie - oni chcieli ich bronić, twierdząc, że to wszystko wina - w tym przypadku kobiet, które są dwulicowe, kłamliwe, rozpustne, itp. Przerażające zaślepienie.
Druga rzecz to niestety brak wsparcia ze strony innych kobiet - zmowa milczenia, może strach o pracę, a może zazdrość wobec tych, które zrobiły karierę...
Film o seksizmie (bo nawet Trump się załapał), raczej zrobiony po łebkach i jak dla mnie wcale nie sugerujący wygranej. Wydawałoby się, że takie afery zmienią wiele... Tylko czy tak jest naprawdę?

1 komentarz:

  1. Hmmm..od dawna jestem ciekawa tego i filmu, więc zobaczymy, czy będę miała podobne odczucia ;-)

    OdpowiedzUsuń