Gdy spostrzegłem, że kolejna notka będzie nosić numer 3333, uznałem, że trzeba naszykować coś wyjątkowego. Mimo, że zaraz północ, oczy się zamykają, to choć kilka nieskładnych zdań, o książce, którą naprawdę warto przeczytać. Spróbuję...
Rzadko kiedy spotyka się teksty tak osobiste, niby pełne prostych detali, ale poruszające jakąś czułą strunę w nas - czytelnikach. Dużej wrażliwości i dużej szczerości trzeba, by podzielić się swoimi uczuciami, pisząc o matce, która odeszła, a jednocześnie również o sobie, o swoich z nią relacjach. O smutku. Żalu. O tym co zostało.
Zostają rzeczy. Masa drobiazgów ważnych i mniej ważnych dla tej konkretnej osoby. Co z nimi się stanie, gdy ich właściciel umiera?
Ta książka to próba pożegnania. Nie da się i chyba nawet nie ma sensu zachowywać wszystkiego, ale może zamiast od razu na śmietnik, należy się tym przedmiotom chwila refleksji, bo w nich jeszcze zachowała się jakaś iskra życia człowieka, który miał je w rękach. Książki, różne szpargały, czasem tak bardzo wkurzające gdy zastanawialiśmy się po co je gromadzić. Pisząc o nich Wicha pisze jednocześnie z czułością o swojej matce, która je zostawiła. Pisze o jej zwyczajach, trudnym charakterze, nie zawsze łatwych relacjach, o pracy w poradni z młodymi ludźmi, którą tak kochała, o tym jak radziła sobie w trudnych sytuacjach, o zaletach i o wadach. Bywa, że nie potrafimy się z matkami dogadać i autor przyznaje bez oporów, że miał podobnie, gdy przychodzi jednak chwila rozstania, trudno nie czuć żalu i nie myśleć przede wszystkim o tym co dobre. Rodzice nie zawsze bywają tacy jakimi chcielibyśmy by byli, nie wiemy jednak o nich pewnie wszystkiego co przeżyli, jak sami byli kształtowani...
W książce pojawia się ciekawy wątek pochodzenia żydowskiego, spraw, które dla pokolenia dziadków, rodziców były bolesne, poruszające, ale przed którymi starali się raczej chronić dzieci. Dorastanie w PRL, przejście w zupełnie nową rzeczywistość i niełatwe przemiany po roku 1989 - to wszystko we mnie również jakoś rezonowało, to co jednak najciekawsze, to chyba te chwile spędzane przez autora nad przedmiotami, które wydawałoby się, że są martwe, a tymczasem wciąż wyczuwamy w nich życie, które ktoś w nie tchnął.
Urywki wspomnień, ważnych chwil, a może nawet zupełnie nic nie znaczących. Zostały.
Nie wyrzucajmy rzeczy! Możemy stracić ważną nić, która pomoże nam uporać się ze smutkiem.
Porządkowanie życia. Celebracja życia w obliczu żałoby. By się kompletnie nie załamać. To taki tytuł, który może dotykać bardzo osobiście. Ale raczej nie zadając ból, a niosąc spokój i wybaczenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz