piątek, 7 lutego 2020
Historia małżeńska, czyli nie może być wygranego
Ależ się cieszę, że w Netfixie ktoś uwierzył w ten projekt i stworzono tak kameralny, a mimo to chwytający za gardło dramat. I tym bardziej się cieszę, że zauważono go przy nominacjach oscarowych. Pewnie nie wygra, chyba że za role aktorskie lub za scenariusz. Zasługuje, szczególnie Scarlett Johansson, ale konkurencja spora w tym roku.
Rozwód nigdy nie należy do rzeczy przyjemnych, a gdy jeszcze w centrum jest dorastające dziecko, z którym każde z rodziców chce utrzymywać kontakt, jest szczególnie trudno. Po seansie "Historii..." dodajmy jeszcze: gdy wtrącą się prawnicy, to już będzie jazda bez trzymanki - wydrenuje portfele, a i tak nikt nie będzie do końca zadowolony z wyroku.
W tym filmie najciekawsze jest to, że Nicole i Charlie, choć oddalili się od siebie, nawet mają wobec siebie dużo sympatii, szacunku i dopiero gdy zaczyna się cała batalia prawnicza, wykończeni nerwowo, coraz bardziej się nakręcają. Przerażające jest to szukanie na siłę "haków", próby wykorzystania nawet niewinnych drobiazgów, by udowodnić brak kompetencji lub złą wolę jego/jej. Każdy sposób jest dobry, byle można go było wykorzystać jako argument na naszą stronę. Batalia idzie o kasę, o miejsce zamieszkania, o opiekę nad dzieckiem... Przekreślone zostają lata, które spędziliśmy razem, nagle trzeba zaczynać na nowo. Czy to takie proste? Nawet gdy być może masz już kogoś bliskiego, kto mógłby ci zastąpić ją/jego, nawet gdy rzucasz w złości słowa pełne gniewu, żalu i mówisz o zmarnowanym życiu, cały czas jednak jest jakaś pustka.
Ależ to jest dobrze napisane. I jak zagrane. Chyba po raz drugi spodobał mi się na ekranie Adam Driver, ale to Johansson mnie rozwaliła. Psychologiczna perełka! Każde z nich świetnie rozumiemy, choć wkurzają jednocześnie nas w nich różne rzeczy. Tak to już niestety bywa, że nawet gdy dwoje ludzie się lubi, komunikacja nie jest łatwą sprawą, a uzyskanie zadowolenia obu stron bez "ale", prawie niemożliwe. Tyle rzeczy czasem nas wkurza, drobnych i większych, pretensje się kumulują, a jeżeli nie zdamy sobie sprawy, że sami nie jesteśmy bez winy, naprawianie takich zranień może być niełatwe. Czy rozwód musi być jedynym rozwiązaniem? I czy można mimo wszystko nie stracić do siebie ostatnich okruchów sympatii?
Świetne kino!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz